Restaurator
- Jest zajebista!
- Dobra, dobra. Nie udawaj zachwyconej
Schyliłem się i zniknąłem pod ladą. Pojawiłem się z paczką z czerwoną wstążką i bólem krzyża.
- Wszystkiego najlepszego – słowa wysyczałem przez zaciśnięte zęby
Klasnęła w dłonie i z podskokiem wcisnęła się za bar aby na mnie wskoczyć. Pohamowałem ją gestem dłoni więc wbiła mi głowę w splot słoneczny i objęła rękoma łącząc dłonie za plecami. To też zabolało, ale przy niej ból znikał szybko.
- Dzięki. Wiedziałem, że nie zapomnisz… dziadku.
- Nie śmiej się. To nie ze starości tylko z przepracowania. No daj spokój. Odpakuj.
Najchętniej zostałbym w tej pozycji. Im była starsza tym rzadziej się przytulała. Miałem coraz mniej okazji czuć jej ciepło i zapach włosów. Lada moment miała zostać kobietą, oddalała się ode mnie coraz bardziej. Czułem się coraz bardziej niepotrzebny.
Obsunęła z paczki wstążkę i niecierpliwymi palcami rozerwała papier. Wytrzeszczyła oczy spoglądając z niedowierzaniem na aparat fotograficzny Canona. Kosztował mnie niecałe dwa tysiaki, sporo jak na moją kieszeń, ale opłacało się dla tego widoku. Marcin stanął mi za plecami, też chciał widzieć jak Daria się cieszy.
- Robisz okropnie dużo zdjęć komórką. A to nie to samo co aparat. To narzędzie artysty. Nie każdy widzi piękno w rzeczywistości. Dobry sprzęt i twoje oko, umożliwi ci pokazanie innym tego co mało zauważalne.
Szczęście, że nie było żadnych klientów w ten senny poniedziałek. Godziny mijały błyskawicznie. Błyski flesza. Pozowanie do zdjęć. Ani jednego sztucznego uśmiechu. Rozmowy o byle czym. Gdybym dostał wtedy zawału, umarłbym szczęśliwym człowiekiem. Ale to nie byłoby fair w stosunku do Darii i Marcina. Cóż, przyjdzie mi jeszcze trochę poczekać na odpowiedni moment. Niestety co do dnia i godziny nie mamy wyboru, tak jak do większości rzeczy. Trzeba więc żyć marzeniami i wspomnieniami.
Dobry czas szybko mija. Kiedy wychodziła, otworzyła drzwi i przeszła już przez próg, stanęła w miejscu. Zrobiła krok do tyłu i trzymając klamkę zapytała mnie z niepewnością w głosie.
- Ale bluzę mogę zatrzymać? – z akcentem na „mogę”
- Ty możesz wszystko – posłałem jej mój ostatni uśmiech tego wieczora – Oczywiście w granicach rozsądku.
Obserwowałem przez okno jak oddalając się, jej postać robi się coraz mniejsza. Zauważyłem jak bluzę naciąga na szyję i kryje w niej usta. To chyba winna chłodnego wieczora, ostatnich dni sierpnia. Albo po prostu wciągała w nozdrza, resztki mojego zapachu jaki wsiąknął w materiał. Po chwili znikła w tłumie.
***
Siedzieliśmy z Marcinem na schodach prowadzących do baru. Noc była gwieździsta. Dobre zakończenie dnia. Mimo tego, że w kasie nie miałem pieniędzy, czułem się pełny. Rozsmakowaliśmy się smakiem piwa, chociaż po tak mało pracowitym dniu nie należało się nam. Jednak jako „szef” zadecydowałem inaczej.
- Szefie…- nie zwrócił się do mnie, tylko w stronę gwiazd. Modlił się czy co?
- Ile razy ci mówiłem, żebyś do mnie nie mówił w ten sposób – odpowiedziałem patrząc w to samo miejsce. Gdzieś na drodze mlecznej.
- Dobrze, ale nie mów w takim razie do mnie „młody”
Niechętnie się zgodziłem. Przecież był młody. Powinien się z tego cieszyć. A ja, tak naprawdę trochę mu zazdrościłem. Dlatego się zwracałem do niego ten sposób wiedząc, że tego nie lubi.
- Dawid… - zagadał po kilku głębokich łykach chłodnego alkoholu
- Co jest… Marcin?
- Mówiłeś o miłości. Tej jedynej. Skąd wiedziałeś, że ją kochasz prawdziwe. – mówił powoli, starannie dobierając słowa. Było to dla niego, pytanie bardzo ważne i trudne do zadania.