Restaurator
- Kurcze. Zmokłaś – tuląc ją poczułem jaka jest zimna – I masz na sobie tylko T-shirt’a? Matka nie mówiła ci, że nie ma już tak ciepło i powinnaś wziąć długi rękaw? Siadaj zrobi ci gorącej herbaty.
- Nie trzeba. Nie ma tak źle. A mama ostrzegała ale jej nie posłuchałam. Kto by się przejmował jakimś tam deszczem? – pytanie skierowała w stronę Marcina przesyłając mu szeroki, odsłaniający białe zęby uśmiech. Wzięła rozbieg i wskoczyła na Hookera przy barze jak kowboj na konia.
Uparłem się co do herbaty. Musiałem się odwrócić do niej plecami aby przygotować napój. Zerknąłem w bok na Marcina. Czego on tak szczerzy kły? Odwróciłem głowę o sto osiemdziesiąt stopni i spojrzałem na Darię. Ten sam uśmiech. Co u diabła, tu się wyrabia?
Wróciłem do córki, wpychając się z parującym kubkiem pomiędzy niewidzialny pomost łączący spojrzenie młodych ludzi. Stuknąłem o ladę dnem kubka jak sędzia młotkiem w ….. Zrobiłem to specjalnie, aby przerwać tą krępującą dla mnie sytuację.
- Masz. Herbata z wkładką. Profilaktycznie zamiast antybiotyków, które wcisnęłaby ci matka. Poza tym rum jest bardzo smaczny. Nie sądzisz?
- Mmm… - zamruczała otulając kubek palcami i niemalże mocząc nos w wrzątku. Wciągnęła głęboko zapach w płuca. – Wiesz co dla mnie dobre.
Właśnie. Pomyślałem i krytycznie spojrzałem na Marcina. Znikł bez słowa na zapleczu.
- Może masz ochotę na zupę. Marcin właśnie skończył. Jest taka jak lubisz – powiedziałem to głośno. Tak, żeby chłopak słyszał z tyłu. Byłem pewny, że odmówi. Nie będzie miała ochoty po herbacie.
- Nie. Dziękuję. – Ha , sukces. Wiedziałem, że to powie. – Jadłam już wczoraj.
Wypowiadając ostatnie zdanie przewróciła oczami, jakby zorientowała się, że palnęła jakieś głupstwo. Zacząłem się zastanawiać. Jak to wczoraj? Kiedy Marcin zrobił tą zupę? Rano, kiedy przyszedłem do pracy, on już był. Wczoraj wieczorem też został dłużej. Obiecał, że posprząta a mi wmówił, że źle wyglądam i powinienem iść wcześniej spać.
- To jak? Co mi kupiłeś na urodziny? – chyba nie spodobał jej się mój wyraz twarzy. Byłem zdziwiony i bliski odkrycia prawdy. Wykrzyknęła słowa jakby chciała mnie wyrwać ze snu.
- Hola, młoda damo urodziny masz za tydzień.
- No tak, ale przez weekend nie będziemy się widzieć. Imprezę robię za dwa tygodnie. A ty i tak nie przyjdziesz. To możesz mi dać coś dzisiaj. Nic mi nie kupiłeś?
Zrobiła kocią minę. Przekręcając lekko głowę na bok i mrugając tymi słodkimi oczyma. Przypomniało mi się kiedy pierwszy raz usłyszałem „Tato” W tonie głosu wyczuć można było nutę prośby i odrobinę pretensji. Nie sposób odmówić. Równocześnie zauważyłem, że mimo gorącej herbaty ma na nagich ramieniach gęsią skórkę. Kurcze, ale ze mnie gapa. Wyszedłem na zaplecze i wyciągnąłem z szafy moją bluzę. Sportową, o długim rękawie i prostym kołnierzu. Dla mnie była ciasnawa w klacie, dla niej powinna być dobra. Rzuciłem ją przez ladę.
- Łap. Moja bluza. Jeździłem w niej wieczorami po parku na rowerze. Może być na urodziny?
Odstawiła kubek i zeskoczyła ze … Na chwilę jej twarz i czupryna zniknęła pod granatowym materiałem. Po chwili głowa wyłoniła się z ogromnego worka w jaki się wcisnęła Z rękawa wystawały tylko palce. Napis Reebook był większy niż jej drobne piersi. Bluza zasłoniła uda i pośladki w obcisłych dżinsach, ale to mnie akurat zadowoliło. Obserwując ją ze skrzyżowanymi rękoma na piersi byłem ciekaw jej reakcji.
Wyciągnęła włosy spod bluzy, aby łagodnie opadły na plecy. Podwinęła rękawy do łokci. Przejrzała się odbiciu w szybie. Oparła dłonie na biodrach i olśniła mnie białymi zębami