Restaurator 7
Twarz ponownie skryła się w ciemności i zapadła cisza. Wezwani nie mieli zamiaru się odezwać aby nie wywołać kolejnej fali wściekłości. W miejscu gdzie zniknęła złowroga mina zabłysł ognisty świetlik końcówki cygara oświetlając na czerwono grymas gobelina. W ciszy dało się usłyszeć zwęglające się drobiny liści i wydmuchiwanego dymu w kierunku stojących blisko wejścia karconych jak dzieci mężczyzn. Nie ważyli się wejść głębiej ale dym wypuszczony z jednego końca pomieszczenia i tak do nich dotarł. Objął obydwu i wcisnął im się w płuca mimo iż oddychali bardzo płytko. Byli pokonani strachem i siłą wieku.
- Gdzie ten łysy idiota co zawsze z wami się kręci? - głos nie był już agresywny ale to mogło się w każdej chwili zmienić jeżeli pytanie pozostanie bez odpowiedzi, albo odpowiedź będzie nie po myśli pytającego.
- Nie wiemy.
- No i to jest konkretna odpowiedź i mówi o was wszystko. Wy nic nie wiecie! Tylko kiedy spać, żreć, jebać i srać. A ja oczywiście wiem już wszystko. Nie wiem tylko co zrobiliście tej dziewczynie...
Zapadło chwila drętwego milczenia. Chłopcy, bo mężczyznami się teraz nie czuli spojrzeli tylko po sobie. Każdy z nich czekał aż drugi coś powie. Już mieli się odezwać kiedy zza biurka doszedł ich lekceważący głos
- ...i właściwie gówno mnie to obchodzi. Z tego co się dowiedziałem dziewczyna leży w ciężkim stanie w szpitalu. A waszego koleżkę dorwał pewnie jej ojciec. Wcale mu się nie dziwię. Sam bym zrobił to samo, a to podobno jakiś zwykły właściciel prymitywnej knajpy a szukając waszego... Nie wiem jak go nazwać. Kundla? Wysłał na tamten świat trzech ludzi.
- Dam sobie z nim radę. To tylko wściekły szarak, do tej pory miał szczęście bo nie spodziewaliśmy się takiej agresji. - Cygan nabrał odwagi i złość spotęgowała jego determinację.
- Nie zgadzam się. Macie się gdzie zaszyć i siedzieć cicho. Już podjąłem pewne kroki. W mieście powinien się zaraz ktoś pojawić on posprząta po was ten burdel.
- Nie rób nam tego! Damy sobie radę - Cygan wychylił się dwa kroki do przodu aby nadać siłę i wiarę swym słowom - Nie jesteśmy dziećmi! Owszem popełniliśmy błąd ale chcemy go sami rozwiązać!
Palący cygaro wstał powoli i zbliżył się do przyciśniętych do drzwi. Kiedy tylko zauważyli, że ruszył się z miejsca cofnęli się o krok do tyłu.
- Błędy! To się robi w rachunkach i na dyktandzie! - biznesmen powiedział to bardzo wyraźnie i powoli, akcentując każde słowo. Nagle jego wolna lewa ręka wyrwała się do przodu i uderzyła Cygana w policzek z otwartej dłoni. Mocne plasknięcie odbiło się echem po pomieszczeniu, uderzony zachwiał się i upadł na jedno kolano, musiał podeprzeć się ręką aby nie upaść na bok.
- To co WY zrobiliście! To szczyt głupoty, bezmyślności i braku smaku. - Znów zaczął wrzeszczeć - Mało macie dziwek w barach? Kto się przejmuje jakąś kurwą jak dostanie razy po pysku? Da się w łapę komu trzeba i cicho jest. Ale nie! Wy, musieliście dobrać się do pierwszej lepszej suki na ulicy. A każda normalna suka ma samca u boku. Debile! Męża, ojca, syna, dziadka, drużynę koszykarską. I nie rzadko znajdzie się jakiś narwaniec co rzuci się na dziesięciu w imię jakiś idiotycznych ideałów. A z idealistami są same problemy, nie da się go kupić ani wystraszyć. Takiego trzeba zastrzelić jak wściekłego psa, bo łatwiej jest zabić niż zmienić upartego w uległego. Wynoście się, już ja się nim zajmę.
***
Elegancki mężczyzna, siedział spokojnie popijając kawę, wzdychając cicho za każdym razem, kiedy odstawiał filiżankę na spodek. Kosztował napój powoli, rozkoszując się każdym łykiem. Mimo iż mu na tym nie zależało, wzbudzał w restauracji powszechne zainteresowanie. Działo się tak zapewne ze względu na jego niecodzienny wygląd. Dopasowane okulary dodawały mu inteligencji, jednak nie sprawiał wrażenia słabeusza. Skrojony na miarę garnitur, zadbana cera, drogi złoty zegarek na ręce i zapach, jaki się wokół niego unosił. Pachniał pieniędzmi. Jednak nie to zwracało uwagę innych klientów. Tutaj wszyscy byli bogaci. Przeciętnego polaka nie było stać na stołowanie się w drogiej restauracji. Sala była wypełniona ludźmi biznesu wszelkiego rodzaju. Nikt z nich nie narzekał na brak pieniędzy, jednak ten fakt nie czynił ich wyjątkowymi. On, przyciągał ludzki wzrok, ponieważ otaczała go jakaś niewytłumaczalna próżnia. Siedział sam, nie czekając na nikogo, a wyglądał na zadowolonego. Nikt inny nie zachowywał się w ten sposób.