Restaurator 7
***
Gabinet był ciemny i surowy. Brązowe zasłony skutecznie powstrzymywały dopływ naturalnego światła z zewnątrz. Słońce ledwie co przebijało się przez wąski pas jaki pozostawiły grube zasłony i rzucało smugę światła tylko na środek pokoju ukazując kawałek brudnej wykładziny. Światło dochodziło jeszcze z wiecznie włączonego telewizora i komputera i lampki skoncentrowanej na oświetlaniu zaśmieconego blatu biurka. W takim biurze nie da się pracować. Tutaj da się tylko wypalić cygaro, wypić drinka, zadzwonić po catering, obejrzeć wiadomości, odebrać pocztę. Są ludzie, którzy tak mogli spędzić cały dzień. Osoba za biurkiem robiła tak codziennie, ale nikt kto go zna nie nazwałby go marnotrawcą czy leniem. Ludzie tu pracujący w ogóle bali się do niego odezwać a co dopiero krytykować czy o coś poprosić.
Cygan i Kieta weszli do środka pewni siebie, bo byli tu najczęstszymi gośćmi. Ale to nie znaczy, że się nie bali. Kiedy poczuli zapach świeżo zapalonego cygara ich pewność siebie znikła jak bańka mydlana. Byli mężczyznami tylko na zewnątrz, poza tym pokojem, tutaj cofali się do dzieciństwa, znów huśtali się na trzepaku aż przychodził do nich dozorca i pytał kto rozbił szybę w szklarni.
- Możecie mi do jasnej cholery wytłumaczyć co się stało w moim barze?
- Gdzie? W „Marcello”? - Cygan spytał bez zająknięcia, ale nie udało mu się powstrzymać ochoty przełknięcia śliny przed zadaniem pytania. Osoba za biurkiem wyczuła wahanie ale strach podwładnych nie sprawiał już satysfakcji, tylko drażnił. Zerwała się z fotela odrzuciła gazetę, uderzyła otwartą dłonią w blat biurka. Całe pomieszczenie zadudniło od ciężaru, starej ale ogromnej ręki, popielniczka podskoczyła i zatańczyła sypiąc popiołem na boki i roznosząc po pomieszczeniu wibrujący dźwięk. Z ciemności wypłynęła nad biurkiem wściekła twarz i spojrzała na nich złowrogo.
- A GDZIE INDZIEJ? Gdzie siedzi od rana policja? Trzy trupy w M O I M barze! I ty się pytasz gdzie? Mózg ci się skurczył od naszej ostatniej rozmowy?