Restaurator 7
- Przepraszam, ale to prywatne spotkanie i przeszkadza pan nam – odezwał się jeden z mężczyzn. Też był zadbany. Aż do przesady. Solarium, długie blond włosy na brylantynie, paznokcie po pedicure. Wyglądał jak chłopiec z plakatu.
Mężczyzna nie odpowiedział, odwrócił tylko głowę w kierunku kelnerki i uśmiechnął się do niej ciepło. Ruszyła w jego kierunku niechętnie. Tym razem wiedziała, że ten sztuczny uśmiech, nie wróżył nic dobrego.
- Mogę wiedzieć, po jaką cholerę żeś tu przylazł? – blondyn zmienił ton
- Dziwisz się, że tu usiadłem? – uniósł brwi – Jak masz na imię?
Blondyn niechętnie odpowiedział, ale jednak to zrobił zaskoczony dyktatorskim zachowaniem obcego człowieka.
- Filip.
Mężczyzna parsknął śmiechem i uderzył w stół otwartą dłonią. Zadźwięczały kilogramy porcelany i szkła. Goście restauracji zamilkli i zwrócili wzrok w kierunku źródła hałasu. Uwaga obecnych ludzi skupiła się na głośno śmiejącym się mężczyźnie. Po bardzo długiej chwili zaczęło brakować mu oddechu. Skończył się śmiać i zwrócił się do Filipa.
- Niektórzy rodzice mają naprawdę duże poczucie humoru – był rozbawiony jakby oglądał kreskówki w telewizji.
Filip, poczuł się obrażony. Już miał coś powiedzieć, ale przerwała mu kelnerka i z drżącym głosem zapytała, w czym może pomóc.
- Niech będzie pani tak dobra i poda moje zamówienie do tego stolika. Poproszę jeszcze butelkę schłodzonej wódki i kieliszki dla moich przyjaciół.
- Ale ja nie piję wódki – cicho zadeklamowała jedna z pań
- Jak powiedziałem… pięć kieliszków – mężczyzna zlekceważył kobietę, mimo tego, iż słyszał ją wyraźnie. Spojrzeniem przegonił kelnerkę w kierunku baru.
- Cóż Filipie – wyraźnie z sarkazmem zaakcentował „p” - Jestem tu, bo nie podoba mi się jak się na mnie patrzysz.
Blondyn już miał odpowiedzieć wybuchem gróźb, ale wyraz twarzy obcego mężczyzny mu na to nie pozwoliła. Chłopiec z plakatu poczuł się jak karaluch przebiegający między nogami robotnika w ciężkich butach, palącego na przerwie papierosa. Poczuł obojętność będącą początkiem każdej możliwej reakcji. Poczułby o ile robaki czują cokolwiek.
- Zastanawia mnie czy jesteś na tyle twardy, aby krytykować kogoś obcego na tyle głośno, aby dana osoba to usłyszała. Myślisz, że obiekt twoich drwin nie zareaguje na obraźliwe słowa? Hmm…? Jesteś na tyle twardy, aby nabijać się z każdego w tym miejscu. – obcy rozejrzał się po sali - Jest tu około pięćdziesięciu osób. Do badań socjologicznych to trochę mało, powinno być dwa razy więcej. Mimo wszystko to dosyć spora grupa osób. Jak myślisz Filipie? Jakie jest prawdopodobieństwo, że wskazując palcem jedną z tych osób trafisz na psychopatę?
Blondyn przełknął ślinę. Nie odpowiedział.
- Tak myślałem. Nie znasz odpowiedzi. A może wiesz jak taką osobę rozpoznać? Czy szaleństwo widać na twarzy? Sposób, w jaki psychopata patrzy na ludzi jest inny? Może znaki szczególne dają jakieś pojęcie: głos, nerwowa gestykulacja, tatuaże, blizny.
Obcy ściągnął okulary i rzucił je bezwładnie na stół nie dbając o bezpieczeństwo drogich szkieł. Wyglądał na zmęczonego i znudzonego rozmową. Potarł miejsce na nosie odgniecione od oprawki okularów.
- Może nie wiesz nic na temat konsekwencji. Wniosek jest banalnie prosty. Jesteś po prostu głupi, a niestety niewiedza nie zwalnia od odpowiedzialności za swe czyny. Zdajesz sobie z tego sprawę? Filipie?
Od chwili, kiedy do stolika dosiadła się piąta osoba między siedzącymi nie doszło do żadnej wymiany słów. W ciszy kelnerka postawiła pełne kieliszki wódki przy kobietach, Filipie i jego milczącym przyjacielu. Na samym końcu przy obcym. Powoli położyła przed nim talerz z parującym mięsem. Delikatnie rozłożyła sztućce. Tak, aby nie wydały najmniejszego dźwięku. Stanęła z pustą tacą trzymaną pionowo przy piersi jak tarczę do obrony. Czekała.