Restaurator 4
cute;jstwo na poziomie towarzyskim i totalne dno szeroko pojętej samooceny! Możesz sobie w ogóle wyobrazić co to znaczy? – odpowiedzią było milczenie i szukanie plam na suficie – Właśnie!
Chcąc nie chcąc musiałem między nich się wtrącić. Kieta skończył zupę więc zabrałem pustą miskę, odstawiłem do okienka i natychmiast podałem talerz z makaronem. Olbrzym nie podziękował ale wytarł usta serwetką, mlasnął dwa razy i dobrał się z widelcem do talerza. Był głodny i smakowało mu dlatego zapomniał o grzeczności. Gdyby siedział u mnie sam, sprawiłoby mi pewnie przyjemność obserwowanie jak je makaron. Tego zawsze chciałem. Nakarmić ludzi i sprawić im przy okazji odrobinę przyjemności. Na chwilę zapomniałem o głupocie Grubego i chamstwie Cygana, na jeden ułamek sekundy chciałem być znowu normalny. Uprzejmy i pełen szacunku głos był przyjaznym gestem w kierunku klientów:
- Podać panom coś je…?
- Nie! – stanowcza i dosadna odpowiedź Cygana.
Nawet nie skończyłem zadawać pytania a dostałem sygnał do oddalenia się. Byłem u siebie a potraktował mnie jak psa - przybłędę. Momentalnie powrócił do mnie nastrój z chwili oczekiwania na przyjazd Cygana. Niechęć. Napięcie. Zaschnięte gardło. Podniecenie. Chmury zebrały się nad doliną wieszcząc burzę. Jednak nadal panowała cisza.
- Zjedz coś – niewyraźnie bo z pełnymi ustami przeżuwając makaron, odezwał się Kieta – Faktycznie jedzenie jest dobre
- Nie mam ochoty
- Ale za godzinę lub dwie zgłodniejesz a po cholerę mamy stawać po drodze w byle jakiej dziurze?
- Dobra. Niech ci będzie – po raz pierwszy spojrzał mi wprost w oczy – Łosoś z rusztu. Dobrze wysmażony. Najlepiej z ryżem ale żeby nie śmierdział stęchlizną. Warzyw gotowanych pewnie nie ma? Jest tu w ogóle coś poza grosem i makaronem? Pewnie będę czekał godzinę?
- Mam wszystko co pan chcę. Ryba musi się rozmrozić, ryż ugotuję świeży, warzywa też ale to nie potrwa dłużej jak dwadzieścia minut. Jeszcze coś?
- Ta jasne. Dwadzieścia minut! Chcę to widzieć – zaczepił kolegów a oni uśmiechnęli się cicho ale szyderczo. Jak hieny.
Zerknąłem na zegar, odwróciłem się na pięcie i odszedłem bez słowa. Nie cierpiałem takich ludzi a jednak zawsze odwracałem się od tego typu problemów. Wszystko z czasem przemija. Złość też. Więc, po co poświęcać energię na niepotrzebną, nikomu nieimponującą walkę?
Odchodząc, zdążyłem tylko kątem oka zauważyć jak Cygan niby rozmawiał z kolegami ale ukradkiem przyglądał się również zdjęciom na ścianie. Chyba jego uwagę przykuło zdjęcie mnie i Marcina opartych o ladę i szczerzących zęby do Darii. Nie wiem czy westchnął czy parsknął. Jakieś nieokreślone uczucie znów przebiło się przez jego zatwardziałą minę. Tylko na chwilę. Chyba znów mi się tylko wydawało.
Jednego byłem w tej chwili pewien. Moja wcześniejsza teoria pękła jak bańka mydlana. Braku odpowiedzialności czy raczej ogólnie pojętego „zła” nie można wytłumaczyć ludzką głupotą. Gruby był złym człowiekiem przez to jaki mieli na niego wpływ inni ludzie. Głupota jest podatna na sugestie. Ale Cygan?! Jeżeli inteligentny człowiek czyni źle dlaczego tak robi? Z wolnej woli? Sprawia mu to przyjemność? Co skłania człowieka do przejścia na czerwonym świetle? Tylko pośpiech? Co leży na dnie serca każdego człowieka? Bóg czy diabeł? I czy mamy na to wpływ, kto tam przesiaduje?
Wrzątek miałem zawsze wstawiony podczas otwartych drzwi do restauracji. Ugotowanie ryżu i warzyw to nie problem. Ryba rozmraża się błyskawicznie kiedy jest schowana w zamrażalniku już wyporcjowana i w cienkich kawałkach. Kuchnia, fizyka, chemia, logika, czas, synchronizacja zupełnie jak instrumenty w orkiestrze. Gotowanie jest bliskie komponowaniu muzyki czy malowaniu obrazów. Dotarcie do celu jakim je
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora