Restaurator 4

Autor: klaudiuszlabaj
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

st zaspokojenie głodu, jest równie przyjemne jak samo spełnienie. Nieważne gdzie to robisz i dla kogo. Całe tajemnica życia jest w smaku twojej ulubionej potrawy. Słuchając muzyki również się delektujesz a kiedy zapada cisza nadal odczuwasz przyjemność trawiąc to co masz w pamięci lub w żołądku. Symfonia przyjemności! Myśląc o tych wszystkich drobnych szczegółach podczas wykonywania mojej pracy, dążyłem do doskonałości. Bonusem było to, że zapominałem o całym świecie. Niestety tylko do pewnego czasu.

Zerknąłem na zegarek. Upłynęło siedemnaście minut kiedy spód talerza stuknął o blat stołu a mały obłoczek pary uciekający od ciepłego dania, zawirował przed nosem Cygana. Kieta jeszcze grzebał widelcem w zimnym już makaronie. Widocznie Cygan zagadywał go cały czas nie dając mu  możliwości zjeść w spokoju. A Gruby drzemał swoim zwyczajem, od czasu do czasu zrywając się i kiwając głową do kolegów. „Nie, nie śpię słucham was przecież. To takie ciekawe!” Po czym znowu na chwilę przymykał oczy. Wlazłem z „butami” pomiędzy tą ich grupę wsparcia niekochanej młodzieży.

- Smacznego – wypadło  mi z ust sztucznie i bez emocjonalnie.

- Co to kurwa jest? – ze zdziwieniem gapił się w talerz po czym podniósł wzrok na mnie. – I dlaczego tak późno?

- To co pan zamówił siedemnaście minut wcześniej – jeszcze bardziej sztucznie i bez emocji.

- Ale ja, zamawiałem stek wołowy!

- Czy widzi pan tutaj kogoś poza nami? – rozejrzałem się po pustej przestrzeni. – Tylko wy dziś wieczorem jesteście moimi jedynymi klientami. Mam sklerozę, ale nie aż taką aby nie zapamiętać jednego zamówionego dania.

Wziął sztućce, odkroił kawałek ryby i włożył widelec pomiędzy zęby. Można było usłyszeć jak szkliwo ociera się o metal kiedy go wyciągał. Nie przeżuł nawet dwa razy. Nerwowym ruchem sięgnął po serwetkę i wypluł zawartość ust na serwetkę.

- To jest surowe!

Tymi samymi sztućcami odkroiłem kawałek ryby. Powolnym ruchem zbliżyłem ją do nozdrzy i wciągnąłem głęboko powietrze do płuc. Skosztowałem. Przeżuwałem powoli i delikatnie. Zataczając oczami dwa pełne koła spoglądając na klientów, ścianę, sufit, podłogę, klientów, ścianę…

- Łosoś jest idealny – wciąż zachowywałem spokój

- Nie jest! Chcę stek! – ani razu nie usłyszałem „proszę”

Skinąłem głową zgadzając się a równocześnie dając znak, że jest mi to obojętne czego on chce. Ale zrobię to co żąda. Mimo wszystko. Taki zawód.

Zabrałem pełen talerz i ponownie obrót na pięcie. Czekało mnie to samo co kilkanaście minut wcześniej ale coś mi przerwało… Coś, co nie powinno dotrzeć do moich uszu. Nie dotarłem z talerzem z powrotem do kuchni. Pomiędzy hałasem: bulgotem wrzątku, skwierczeniem na patelni, kapiącej wody z kranu, szumem szatkownicy z zaplecza, gdzie Marcin obierał warzywa, dobiegło mnie jedno zdanie, które zmieniło mnie w innego człowieka:

-… wkurwił mnie ten stary chuj – powiedział cicho Cygan

Zawróciłem z talerzem.

- Wynoście się! – nie zmieniłem tonu głosu.

- Że co? – Cygan usłyszał ale nie dowierzał.

- Ale ja nie skończyłem jeść! – Kieta był zdziwiony ale nie przejął się w ogóle moimi słowami

- Powiedziałem wynocha – i rzuciłem talerzem o stół. Nie strzaskał się ale jedzenie wysypało się po całej powierzchni blatu – Albo żryjcie to ze stołu i z podłogi jak świnie, bo tak się zachowujecie.

Kieta odłożył widelec i uniósł brwi czekając na reakcję Cygana. A on wyprostował się złożył ręce na piersi i powiedział ceremonialnie

- Poproszę z kierownikiem.

- To ja jestem kierownikiem, kucharzem, księgowym, dostawcą towaru

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
klaudiuszlabaj
Użytkownik - klaudiuszlabaj

O sobie samym: Kim jestem? Ojcem pięcioletniej Weroniki, pisarzem, robotnikiem, kucharzem, melomanem, kinomanem, samotnikiem, rowerzystą, pasażerem autobusu 672 Wesoła-Katowice. W skrócie ale prawdziwie.
Ostatnio widziany: 2013-06-19 08:52:35