Restaurator 4
podwórku! Jeden prosty gest a mówi o człowieku wiele. Poczułem ten paluch głęboko w głowie. Przecież to ja zamiatałem ten pieprzony chodnik!
Mój niecierpliwie oczekiwany gość wreszcie wszedł do środka. Wniósł z sobą falę chłodnego powietrza? Czy tylko ja miałem takie wrażenie? Zaśmierdziało mocnymi męskimi perfumami zmieszanymi z zapachem, wydawałoby się wypalonej od rana do południa, całej paczki papierosów. A gdzie tam wieczór? Facet lśnił odpicowany jak na wesele albo pogrzeb, przy czym jego kreacja nie pasowała do ani jednej z tych okoliczności. Lakierki na stopach, złoty łańcuch u szyi i brylantyna we włosach. Nie miał nadwagi a sprawiał wrażenie otyłego. To pewnie przez czarny kolor spodni z garnituru i koszuli. Na zewnątrz było jeszcze ciepło a ten… cham narzucił na siebie czarny półpłaszcz. Ubierał się jak cygan i mógłby nim być gdyby nie blada cera.
- Gruby! Ty ciulu! Gdzieś ty polazł w nocy? Znowu się najebałeś jak świnia! – wyglądał jak Rom i darł się tak samo jak oni. Wywlekali na miejscu publicznym swoje prywatne sprawy robiąc przedstawienie dla przechodniów. Robili to specjalnie? Podniecał ich emocjonalny ekshibicjonizm? Bo ja wstydziłem się okazywać uczucia. Jakichkolwiek. To chyba też nie jest normalne.
- Sorry Cygan. Odpłynąłem z falą – ja pierniczę. Skąd oni biorą przezwiska? Brakuje im wyobraźni? A ten co siedział z grubym i siorbał zupę to pewnie Chudy albo Duży. Nie wiem, mogli się wysilić i nazywać go sarkastycznie Małym.
- Z jaką falą idioto?! Kieta mi mówił – wysoki mężczyzna podniósł wzrok znad miski zupy i spojrzał na Grubego z rozbawieniem w oczach – wyrwałeś się do przodu jak zawsze. Pewnie sam dobrałeś się do butelki gdzieś w kącie. Dopiero impreza się zaczęła a ty już byłeś wstawiony popierdolony alkoholiku!
Przestał się wydzierać kiedy z kieszeni dobiegło go pobrzękiwanie telefonu. Wyciągnął go gwałtownym ruchem i przyjrzał się wyświetlaczowi. Na ułamek sekundy wydawało mi się, że widzę strach w jego oczach ale trwało to bardzo krótko. Po chwili już pomyślałem: pewnie mi się wydawało. Wyprostował się i podniósł aparat do ucha. Zmienił głos. Nadal był stanowczy ale znacznie bardziej opanowany i chłodny.
- Tak… już to zrobiłem… to też… 12%... nie zgodziłem się… już znalazłem kogoś innego… dobrze – tym razem nie słyszałem rozmówcy. Nie wiem czy mówił cicho, czy to funkcja aparatu, którego używał, czy mój mózg nie chciał słyszeć tego czego tak na prawdę nie chcę wiedzieć. Czasami mam wrażenie, że życie to same pytania i niewiadome. Cygan schował komórkę z powrotem do kieszeni i ciężko usiadł na krześle obok grubasa. Apatycznie przyglądał się Kiecie siedzącemu naprzeciw, jak w ciszy konsumuje zupę.
- Cygan… zjedz coś! – łagodny głos amatora porno z komórki sprawiał wrażenie nierealnego. Taki ton nie pasował do kogoś, kto wcześniej leżał jak świnia obsypany tym co jadł. Jeszcze mniej możliwe wydawało się, że zwracał się do osoby, która wyzwała go przed chwilą od idiotów, alkoholików, ciuli. Pewnie używał jeszcze innych przekleństw aby się wyżyć na tym ofierze wczoraj, w zeszłym tygodniu, miesiącu. To było widać od razu, Gruby był przyzwyczajony do pomiatania. Cygan traktował go jak psa, a on był jak pies i kochał swego pana nawet jeżeli dostawał codziennie po mordzie. Taki dziwny psi zwyczaj. Lepiej mieć byle jakiego przyjaciela niż nie mieć go w ogóle.
- No, zjedz coś. Ten gościu nawet nieźle gotuje – zaczął być irytujący jak matka chcąca poprawić humor synowi talerzem zupy, po tym jak został pożegnany przez dziewczynę słowami: chcę kogoś lepszego bo ty jesteś śmieciem.
- Gruby! W dniu, którym zacząłbym kierować się TWOIM gustem byłoby to moje samob&oa
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora