Reset

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 1

Wkładam szklankę do zmywarki.

Przed wyjściem mam ochotę znów wyłowić stopę Basi, ale powstrzymuję się. Jeszcze się podjaram i nie wyjdę.

– Wychodzę, pipko! Nie biorę telefonu!

– A idź, dziku, przynieś trufli!

 


Wchodzę do lasu. Wczoraj padało i dziś ładnie pachnie. Biorę duży haust powietrza.

– Aaaaa… – Wypuszczam głośno. – Ups. – Zawstydzam się.

Jeszcze ktoś mnie weźmie za świra. Ludzie na pewno tłumnie spacerują tu z psami. Widzę jakąś panią w oddali między drzewami, dotyka jednego.

Idę głębiej. Słońce przebija przez korony. Gra świateł i cieni przyjemnie uspokaja. Ptaki drą dzioby. Cichną odgłosy osiedla.

Miałem gdzieś drzewa, szczególnie to, jak się nazywają. Nie, żebym ich nie lubił, są mi po prostu obojętne. Ale teraz mam ochotę ich dotknąć.

Podchodzę do sporego, z gładką, szarą korą. Zbliżam kinol i zaciągam się porządnie.

– Aaaale pachnie! – Znowu się zapominam.

Uciekam stąd żwawo, jakbym pierdnął głośno w galerii handlowej. Nawet widzę kilka osób między drzewami.

Im dalej w las, tym czuję się lepiej. To był dobry pomysł nawdychać się świeżego powietrza. Dotykam kolejnych drzew, obejmuję, przytulam i wącham. Mam nawet ochotę posmakować, ale przecież to wariactwo lizać korę.

Nigdy taki nie byłem.

– Debil.

Czuję dziwną tęsknotę. Jak za babcią, jakąś rodziną z przeszłości, której nie poznałem, bo umarli długo przed moim urodzeniem, ale jest między nami jakaś silna więź.

Zielonego pojęcia nie mam, skąd to się wzięło.

Zbaczam ze ścieżki pomiędzy drzewa i po kilkudziesięciu metrach wychodzę na malutką polanę zalaną światłem. Trawa wygląda jak miękkie soczyste posłanie.

– No proszę, ale tu fajnie.

Kiepskie samopoczucie dawno minęło, za to ogarnia mnie znużenie. Dają o sobie znać nieprzespane noce.

– A co tam, mam wolne.

Kładę się na chłodnej trawie. Nade mną błękit nieba okolony zielenią, płyną chmury leniwe.

– Wielkie pierogi.

Żałuję, że nie ma ze mną Basi. Polanka jest dobrze ukryta, można tu siedzieć na golasa, nawet pofiglować. Następnym razem łobuzica się nie wykręci, weźmiemy koc, żarcie, jakieś wino i spędzimy tu trochę czasu.

Zamykam oczy. Słucham ptaków, szmeru liści, jest tak przyjemnie i kojąco, że odjeżdżam.

 


Nie wiem, jak długo śpię. Budzi mnie ciepły podmuch i dziwny odgłos. Otwieram oczy i prawie robię w gacie.

Widzę łeb rudej krowy albo byka, zasłania mi cały świat, sapie na mnie. Ani drgnę.

Ma ogromne rogi, jakieś nietypowe. Zastanawiam się, skąd tu bydło? Jest w lesie jakieś gospodarstwo?

Staram się odsunąć i nie rozjuszyć bydlaka.

– O ja pierdziu. – Widzę coś gorszego.

Obok byka siedzi niedźwiedź. Prawdziwy, wielki grizzly, czy coś. Jak z filmu z Leonardem DiCaprio. Łeb ma ogromny. Patrzy na mnie małymi ślepiami, jak naćpany psychopata. Dziury w nosie ma jak tunele.

Czuję mrowienie poniżej pasa, ale chyba niczego nie popuszczam.

Dobra, tylko spokojnie – myślę.

Wycofuję się na siedząco i trafiam głową na coś włochatego. Przełykam ślinę. Najchętniej zamknąłbym oczy i udał, że mnie tu nie ma. Odwracam się powoli.

Wielki szary pies siedzi sobie i pochyla nade mną. Może wilk? Za nim widzę kilka podobnych osobników.

Rozglądam się. Pełno dokoła zwierzaków. Jakieś wielkie ptaki, drapieżne chyba. Jest lis, ryś, jakieś wydry i mały miś podobny do skunksa. Za nimi sarny i jelenie z wielkimi rogami. Chyba jelenie, nie znam się. Kurde, i łoś taki jak w serialu „Przystanek Alaska”. Ten ma gigantyczne poroże, czy jak to się nazywa. Wyglądają jak wielgaśne, szerokie dłonie.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04