RĘKAWICZKI RITY
- Nanna, załóż te rękawiczki – poprosił Soren podając jej długie czarne, takie jakie miała Rita Hayworth w filmie. Chciałbym cię namalować, ale tylko w nich. Rozumiesz? Tu na tej sofie, akt w czarnych rękawiczkach! Czerwień, czerń i miedź twoich włosów, biel ciała… stał rysując rekami w powietrzu wyobrażany obraz.
Szkicował, wyrzucał, akceptował tworzony obraz w wielu powtórzeniach, układach ciała i światła. Nanna poddawała się temu spokojnie, odpoczywając często po wyczerpującym seksie na podłodze, krześle, jego tajemnym kąciku sypialnianym wszędzie, gdzie tylko chcieli. Pozowała leniwie, rozmarzona, szczęśliwa.
- Nanna, siądź w rozkroku, obejmij ją po bokach dłońmi, i patrz w okno, tak jakbyś chciała kogoś przywołać…
Nie musiała udawać. Na drzewie siedział biały gołąb, wpatrzony w obraz za szybą. Soren pochłonięty szkicowaniem nie widział nic poza płótnem. Tego wieczoru powstał najpiękniejszy obraz Sorena.
Gołąb odleciał, kiedy ten skończył podstawowy szkic. Nanna zdjęła rękawiczki i położyła je na oparciu sofy.
- No. To chyba będzie dobre… - nawet ja jestem z niego zadowolony. Nigdy go nie sprzedam, chyba, że po mojej śmierci ktoś go przehandluje! – zaśmiał się Soren.
Nanna już ubrana, stała przed obrazem. Soren zajmował się jakimś detalem tła. Dziewczyna na obrazie była wyobrażeniem matki, kochanki, czułości i poddania, dawczynią życia i rozkoszy. Była kobietą. Patrzyła w okno. Za oknem była widoczna chmura w kształcie ptaka.
Nie chcąc przeszkadzać Sorenowi, pocałowała go w ramię i cicho wyszła.
Jadąc do domu wyobrażała sobie ukończony obraz. Ona też była zadowolona ze swojego wizerunku. Jechała wolno, jakby chciała przedłużyć wrażenie tego popołudnia, lepiej go zapamiętać, utrwalić.
- Co tak późno, kochanie? – spytał Niels.
- A… tak wyszło – odpowiedziała. Nigdy nie kłamała. Miała ten dar odpowiadania nie kłamiąc i nie mówiąc prawdy.
- Napijesz się czegoś?
- O tak! Szklaneczkę whisky poproszę.
Niels wiedział, że to ma być Burbon z dużą ilością lodu, napełniony do połowy szklaneczki. Tak lubiła Nanna. Znał jej wszystkie przyzwyczajenia, dziwactwa, pragnienia… tylko jej samej nie. Usiadł koło niej na kanapie, podając jej drinka.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?- pytał.
- Tak, wszystko ok. Tylko jestem trochę zmęczona.
- Jak chcesz zrobię ci masaż, poczujesz się lepiej. Usiądź wygodnie. A wiesz, wysłałem Martensa, aby zrobił rozeznanie wśród nowych malarzy. Dałem mu miesiąc na znalezienie kogoś ciekawego.
- Jak go znam na pewno kogoś przyprowadzi. A potrzebujemy nowości?
- Chyba tak. Ostatnia aukcja mogła być lepsza.
- Sam wiesz lepiej. Ja ostatnio jakoś jestem rozkojarzona. Chyba powinnam gdzieś wyjechać. Może za miesiąc pojedziemy do Saint-Tropez? Pożeglujemy?
- Dobry pomysł. Zadzwonię do Marcela, żeby przygotował jacht.
Wieczór upłynął zwyczajnie, obejrzeli jakiś stary czarno-biały film, wypili jeszcze po jednym drinku a potem zniknęli każde w swojej łazience, aby spotkać się w wspólnej sypialni w ich wielkim łożu.
- Powiedz Nanna, czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć? Ostatnio mam wrażenie, że jakoś się oddalasz – powiedział Niels trzymając ją za dłoń.
- Nie… Niels, skąd takie mysli? Widzę, że tobie też przyda się odpoczynek. Przytul się do mnie. Będzie milej… już? Prawda?
- Już. Wiesz… Nanna, chciałbym mieć z Tobą dziecko…
- No to już puściłeś wodze fantazji, Niels! Dziecko? Nie myślałam.
- Ale obiecaj, że pomyślisz Nanna.
- Obiecuję, że pomyślę! – odpowiedziała. W końcu pomyśleć może, to nic nie kosztuje, ale nie pragnęła być matką, przynajmniej nie teraz…