Psychodeloman
- Masz coś na swoje usprawiedliwienie? - spytał.
- Ymm... - Dym przylepiał mi się do mokrej od potu twarzy. - Nie jestem z Warszawy - wybąknąłem i ominąłem go. Idąc w stronę lady, czułem spojrzenia wbijające się w moje plecy, jak ostrza sztyletów w plecy Juliusza Cezara.
- Piwo.
- Nie ma.
- I ty barmanie przeciwko mnie? To wódkę. Wódka chyba jest?
- Nie ma.
- A co jest?
- To - postawił na ladzie butelkę bez etykietki, wypełnioną czymś mętnym.
- Lej pan - rzekłem z determinacją.
Żrąca ciecz płynęła gwałcąc moje gardło, przełyk i żołądek. Ale za gówniarza, za punkowych czasów piło się to i owo.
Tubylcy spodziewali się innej reakcji, gdyż zamiast wyrzygać wszystkie organy wewnętrzne, wziąłem butelkę i nalałem sobie następną kolejkę. W jednej chwili tubylcy zaczęli ze sobą rozmawiać i nikt już nie zwracał na mnie uwagi. Zrobiło się gwarno. Kilku tubylców wróciło do zabawy jaką było rzucanie nożami w plakat z Panem Premierem.
- To jakie piwo podać? - zapytał barman.
Spojrzałem na półkę, na której był... Leżajsk Pełne, Leżajsk Pszeniczne, Leżajsk Mocne oraz Leżajsk Niepasteryzowane.
- Niepasteryzowane.
- Widać, że naprawdę nie jesteś z Warszawy - rzekł barman nalewając płynne złoto do kufla. - Nie to co ten, co wybiegł przed chwilą. Panowie z wielkiego miasta mają za delikatne gardła i żołądki na dobry ukraiński bimberek
- A graniczni się nie czepiają? - zapytałem dyskretnie, puszczając oko.
- Weź jeszcze łyczek to ci powiem.
Pociągnąłem łyk bieszczadzkiej wody ognistej bezpośrednio z butelki, po czym barman podjął temat.
- Nie musimy przemycać przez granice, bo mamy tu swojego Ukraińca. Pędzi ten bimberek według jakiejś swojej tajnej receptury. I robi to dobrze, a my go nie ruszamy. Choć czasem drażni tym, że wydaje mu się że jest bardziej tutejszy od nas. Jeśli wiesz co mam na myśli.
- Tubylec-tubylec-wysiedleniec-partyzantzUPA, który wrócił w rodzinne strony?
- Ciszej. To tamten dziadek w kącie. Nie odwracaj się! Maksym Hawryluk. Pewnego razu... Ej!
- Dopisz mi to do rachunku - wziąłem bimbrobutelke i ruszyłem w stronę stolika, przy którym siedział Ukrainiec.
- Pewnego razu wdał się w rozmowę z pewnym turystą i tego turysty już więcej nikt nie widział... - dokończył barman, lecz Psychodeloman już tego nie usłyszał.