Postronie cienia ( ciąg dalszy )
- Cześć. Joanna nie odbiera telefonu. Jest w domu?
- Nie ma. Gdzieś wyszła.
- Dawno?
- No… dawno.
- To, jak? Godzinę temu? Kilka godzin temu?
- Dawno! Nie wiem – Mirek był rozdrażniony.
- Dobra. Nie denerwuj się. Spróbuję ją jakoś złapać. Trzymaj się.
Chcąc, nie chcąc, ale pomyślałem, że Joannę znowu przygniótł upiór pożądania i siedzi u swego gacha.
Odczekałem godzinę, i ponownie zadzwoniłem:
- Cześć. Wreszcie odebrałaś telefon. Gdzie byłaś?
- Nigdzie. Trochę się włóczyłam, tu i tam.
- A teraz co robisz?
- Oczy. A ty?
- Wróciłem z pogrzebu kuzyna. Przeglądam stare gazety.
- A po co?
- Chcę powrotu do… No, powrotu…
- Fajnie, że mnie oświeciłeś.
- E, tam… No, przeglądam.
- Jasne. A może byś poszedł na spacer?... O rany!... Przecież wróciłeś z pogrzebu.
- I mam dość spacerów. Jezu! Joanno! Powiedz mi coś miłego. Przecież te oczy robisz codziennie, na okrągło, bez przerwy gapiąc się w lustro. Przed wyjściem…. jak powiedziałaś: tu, i tam… też robiłaś. To teraz dla kogo?
- Dla siebie. Jestem kobietą młodą i, jak twierdzisz: zgrabną i piękną. Nie mogę nic stracić z urody. Dla ciebie.
- Dla mnie? Nie dla mnie gapisz się w lustro.
Ale jak sobie o moich oczach pomyślisz, będzie ci przyjemnie. A poza tym, jestem przecież twoją Złą Kobietą.
- Jesteś.
- No właśnie.
- To… kiedy mnie zaprosisz na kawę?
- Na razie jestem zajęta.
- Cholera! Przecież ty nic nie robisz.
- Nie przeklinaj. Ja myślę, przeżywam, pieprzę się. A na kawę przyjedziesz, bo naprawdę cię lubię.
- Dobra. To już nie zapytam kiedy.
- Obrażalski? Widzisz… muszę pochodzić po lekarzach. Poza tym, nie mam forsy. Leszek i Matka jak ją mają, to chlają. Ciężkie mam życie.
- … A może byś poszła do pracy?