"Po stronie cienia" - VIII
- Spróbowałbyś.
- Joanno… cały czas mam wrażenie, że jesteś zła na mnie.
- Nie jestem.
- Hm… Ale chyba ci już przeszło?
- Co?... Aa… No przeszło mi.
- To dobrze – roześmiałem się. Choć był to śmiech co nieco wisielczy.
Spojrzała uważniej. Potem naburmuszyła się. Ale się nie odezwała.
- Ktoś powiedział, że najlepsze rzeczy nie dają się planować; one się po prostu dzieją. Trzeba je łapać, bo nie dają się powtórzyć. A ty, kochana, zasługujesz na szczęście. Jeśli twój szkolny kolega też czuje coś dużego do ciebie, popłyńcie jednym statkiem. Jeśli uważasz, że zasługujesz na szczęście.
- Boję się zakochać…
- A co masz innego do roboty? – byłem rozbawiony. – Poza tym, nie myśl o tamtych mężczyznach. Zawsze to będzie pierwszy raz. Pozwól, by wszystko się działo swoim rytmem. Zawsze chciałaś kochać, kochać i tylko kochać. No to poluzuj cugle, odepnij się od smyczy.
- … Cieszę się, że jesteś… - Położyła mi głowę na ramieniu. - Możemy się kłócić, ale szybko zapominamy. Zawsze mogę na ciebie liczyć. Nigdy mnie nie zawiodłeś. Przyjacielu.
- Bo się rozpłaczę.
- Muszę zapalić. A popatrz… nie tak dawno nie paliłam trzy miesiące.
- Nie powinnaś palić. Masz kłopoty z krążeniem.
- Wiem.
Wstała i podeszła do stolika.
- Mam twój wiersz, który wybrałem na konkurs – wreszcie się zdecydowałem.
- Jaki?
Wyciągnąłem kartkę z kieszeni.
- To „ tęsknotą zebrane słowa”.
- Pamiętam. Przeczytaj.
Odchrząknąłem, i zacząłem czytać:
gdybyś mógł tutaj być
na pustej kartce
w zakrzywionym piórze
gdy składam słowa o tym jak powinno się kochać
za nic
powiedziałabym ci jeden wers o życiu
(cytując) mądrych inaczej poetów
bo przecież miłość nigdy nie ustaje
zauważyłeś
wszystkie krople łez które wylałam tęsknotą
chciałabym zapytać się nieba
czy wytrwam
księżyc bezradnie wyruszył ramionami
na ósmym kontynencie wszechświata
- Wiesz… kiedyś go wysłałam… Ale przeszedł bez echa.