"Po stronie cienia" - VIII
- Nie mogę. Chyba, że mu pozwolisz.
- Nie pozwalam.
- To po co się drażnisz ze mną?
- Tak tylko… Forsy nie masz, ale masz dobrego kumpla.
- No, mam. A teraz przygotuję sobie szkło.
I Matka zaczął się krzątać. Poszedł do kuchni, i grzebał w kredensie, po czym wrócił do pokoju. Stałem obok Joanny, i śmiać mi się chciało.
- Joanno, Mirek ma fory u księdza. Śpiewa w chórze, regularnie chodzi do kościoła. Taki grzeszek z „ubotem”, to tyle co splunąć. Nawet spowiadać się nie trzeba.
- A wiesz, że Matka może pójść na odwyk?
- A to dlaczego?
- Bo go zgłoszę.
- Wyrodna córka. A Leszek? Matka przy nim, to niemowlę.
- Tere fere! Oboje chlają.
- Co ty kombinujesz?! – Mirek się oburzył. – Leszek jest alkoholikiem. A poza tym, nie umie pić.
- Oboje jesteście alkoholikami. Tylko, ze Leszek jest głupi, jak wypije.
- To… mój, ech!... dobry kolega, nie napije się ze mną? Nie niszcz naszej przyjaźni. – Mirek z radością wymawiał te słowa, bo miał nalaną wódkę do literatki, którą już trzymał uniesioną.
- Dobra. Koniec głupot. Pij. A potem do wyra.
Matka wypił i chuchnął mocno.
- Kriepka! – był zadowolony.
- Pali? Boska? Co? - dopytywałem.
- Oj, żałuj!... – Matka szczerzył zęby.
- Ażeby was! – Joanna się wkurzyła. – Idę coś przygotować. Na obiad zupka błyskawiczna. Matka pewnie nie będzie jadł.
- Ale dlaczego?! – Jestem głodny. – Po czym zajął się nabijaniem fifki tytoniem.
- Dobra dobra… Zobaczymy. – Joanna swoje wiedziała.
Poszedłem z nią do kuchni. Ciasna była, okno w kuchni też malutkie. Milczeliśmy, więc wróciłem i stanąłem w progu pokoju Mirka. By mnie Joanna widziała, i wiedziała, że nic nie knuję.
Matka, jak zwykle, kiwał się lekko na wersalce. Palił papierosa. O czym myślał? To ciekawa sprawa. Nasze rozmowy zwykle on rozpoczynał, i prawie zawsze dotyczyły kobiet i seksu. Ale był oczytany.
Mogłem z nim pogadać. No i był muzykiem. Ucho miał wrażliwe.