"Po stronie cienia" - VIII
- Mirek, o czym my rozmawiamy, gdy ściszamy głos?
- No… o bardzo politycznych sprawach! W każdym razie, nasze słowa nie dla uszu białogłowy – odrzekł głośno i pewnie.
- Dobrze wiem. Znam was jak zły szeląg. – Joanna, już wyluzowana, poprawiła włosy znad karku, odepchnęła je do tyłu, a na jej twarzy zakwitła zaduma. Uśmiechnęła się do siebie.
Pomyślałem, że jak pójdzie do swego gacha, szybko skoczę po „ubota”, jak Matka nazywał pół litra. A zanim wróci, mnie już nie będzie.
Faktycznie, miałem ochotę się napić, bo ten wiersz Joanny w mojej kieszeni, drażnił mnie przypomnieniem jak bardzo chciałem być z nią sam na sam. Znowu czułem się jak idiota. Ażeby ten szczeniak dostał skurczu fiuta! Niech go szlag! Czy Joanna faktycznie jest taka napalona? Że chce, i chce? Często, gdy do niej przychodzę.?
W tej chwili usłyszeliśmy dzwonek SMS-a z komórki Joanny. Szybko pobiegła do swojego pokoju.
- Mirek, poczekajmy – powiedziałem. – Księżniczka zaraz pójdzie.
Z pokoju dobiegło nas soczyste przekleństwo. „No to chyba posprzątane” – pomyślałem. – „Dupcenia nie będzie”.
Joanna tkwiła w swoim pokoju. Nie spieszyłem się do niej. Niech trochę ochłonie.
- Mirek, dam ci forsę, kup pół litra. Ja trochę wypiję przed wyjściem.
Wygrzebałem z kieszeni spodni 20 zł.
- Zbieraj się. Ja idę pocieszyć Joannę.
Siedziała na tapczanie, w kucki. Łokcie oparła na udach, dłońmi podpierała brodę. Wydawała się zamyślona.
Spojrzała na mnie z niechęcią.
Oparłem się o łóżeczko Oliwii, która znowu przebywała u babci, i patrzyłem na Joannę. Nie chciało mi się gadać. Po prostu patrzyłem.
- Co, kurwa! Czemu milczysz? – wyrzuciła ze złością.
- Milczę, bo ty milczysz. A ty milczysz, bo ja milczę.
- Przecież się odezwałam.
- Miło mi, że tak pięknie i czule. Posikam się z radości – kpiłem.
- No dobra. Nigdzie nie idę. Cieszysz się?
- Jak diabli. A miałem ochotę schlać się z Mirkiem… Teraz na mnie jesteś zła?
- Nie. W dupę… Palant!
- Kto? Ja?