Po stronie cienia ( początek )
Rozumiem to; jestem jej kołem ratunkowym, ale gdy opuści wzburzone wody, zapomni. Nie przejmuję się tym.
Jest poniedziałek. Minęła jakiś czas temu połowa czerwca 2016r. Już deszcz nie pada. Wilgoć, mały wietrzyk. W sam raz, by moje skaczące ciśnienie usnęło. Dobry czas napić się piwa. W końcu, znowu słucham Chopina. Gapię się w okno.
Na biurku zeszyt A-4, kilka długopisów. Czy stać mnie, by dorównać Joannie, i stać się poetą? Może pisarzem? Ale, jak to jest? Czy pisanie ma być aktem rozumu, tej ciasnej ciżemki w kanonach logiki, czy też – falą emocji i skojarzeń wolnych jak ptak? Gdzie gips nałożyć, by zrósł się rozum z emocjami? Jaka kończyna jest odpowiedzialna za tak karygodne oddzielenie tych boskich stworzeń?
Te dwa ptaki są jak odpryski świata z rozbitego lustra, którym jestem.
Jakiś głupiec zza moich pleców pyta o miłość; czy i ona ma szansę zaistnieć wśród opuszczonych katedr, gdzie błąka się wystraszony gotyk i płomyki świec, gdzie nie zaglądają pielgrzymi skuszeni piwem i wyżerką darowaną im przez zapobiegliwych kapłanów starej - nowej religii, w zmurszałych kościołach.
Czy jeden zakochany głupiec wystarczy za całą ludzkość?
Wstaję od biurka, wychodzę z pokoju, i idę do drugiego. Moje kroki brzmią pusto, bo nie znam odpowiedzi. Jestem więźniem, jak i ty, którego nie widzę, ale przeczuwam, że też samotnie przemierzasz puste komnaty i korytarze, i nie znajdujesz ani mnie, ani mojego cienia.
Wszędobylska samotność daje nam mocno popalić.
Przysłuchuję, nasłuchuję. Ale nie słychać innych kroków.
Przysiadam więc na krześle, wpatrując się w zeszyt. Nie będę poetą. Za stary jestem. Ale, lubię pić piwo. No i muszę w Bytomiu odwiedzić Joannę. Pewnie będziemy milczeli. Może pójdziemy na spacer.
3.
Na dworze duszno, i w moim pokoju powietrze jak zakalec. Nie mam wentylatora, ale mam skaczące ciśnienie. W mojej głowie ktoś ostrożnie uchyla ołowiane drzwi, by potem głucho je zatrzasnąć. Kogo szuka ta cicho skradająca się zjawa?
Dzisiaj ogłoszono wyniki referendum: obywatele Wielkiej Brytanii opowiedzieli się za wyjściem z Unii Europejskiej. W Polsce natomiast bez zmian. W dalszym ciągu Premier Rządu nie zamierza publikować wyroków Trybunału Konstytucyjnego uważając, jak i cała partia PiS, będąca u władzy, że to nie są wyroki lecz jedynie opinie kolesiów wygłaszane przy ciasteczkach i kawie. Również w kościelnych kręgach, głoszone i nauczane prawdy, jak Chińczycy – trzymają się mocno. Godny podziwu jest entuzjazm pewnej katoliczki, która pochwaliła się na facebooku, że wreszcie dowiedziała się od księdza na naukach przedmałżeńskich, czym jest miesiączka: „To krwawe łzy macicy stęsknionej za macierzyństwem. „
…Musiałem wyjść, i powłóczyć się po okolicy. Coś, gdzieś mnie ciągnęło. Przecież do kieszeni spodni schowałem kartkę papieru ze swoim wierszem. I czułem się jak sztubak. Nie mógłbym teraz spojrzeć w lustro.
Wełnowiec, jak stara kochanka, po udanej operacji plastycznej, zdziwiona przyglądała się sobie. Szedłem Józefowską w stronę cmentarza. Bez pośpiechu, do Centrum. I ja wpatrywałem się w tę starą, robotniczą dzielnicę. Po prawej stronie wysokie, pastelowe bloki, a po lewej szare kamienice. Które wyrastały też i po prawej, przed cmentarzem.
Nieśpiesznie podążałem alejką osiedlową. Właśnie zbliżałem się do ławeczki na której siedziała kobieta. Ciekawe, co mogłoby się stać gdyby była młodsza? – przemknęło mi przez głowę. Kurzyła papierosa i ciągnęła bełta. Bełt był jak witaminy, i choć twarz kobiety i jej wzrok krzyczały w męce o te witaminy, to ulgi na jej twarzy nie było widać. Pomyślałem, że jest jak niedopieczona wątróbka, kanapka z nieświeżym salcesonem lub jak rozbite jajko na głowie. Ale zaraz sobie przypomniałem, że i ja też nieświeży i na bocznym torze.