Plaża

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Debil, no nie?

Jak miałbym spotkać kogokolwiek na plaży, która wydaje się tak dzika, że chyba na palcach obu rąk można by policzyć, ile razy ktoś na niej był? A co dopiero natknąć się na samotną, piękną kobietę. I jeszcze miałoby jej serce zakołatać w piersi na mój widok i oboje byśmy czuli, że właśnie się odnaleźliśmy.

Wgrało mi się w baniak jakieś nastoletnie marzenie i tyle. Najwidoczniej jakiś niedopieszczony jestem.

Nie mogę przestać myśleć o tej plaży. Wciąż na niej ląduję. I to nie tylko we śnie, ale kiedy jadę samochodem albo w przerwach na treningu. Stoję, dyszę sobie i łapię zawiechę. Wytrzeszczonymi gałami patrzę w przestrzeń i czuję zapach morskiej wody, a chłopaki się śmieją. Teraz na przykład siedzę przy biurku na bosaka, myślę o plaży i czuję piasek pod nogami. Widzę siebie, jak stoję na brzegu i patrzę na zachód słońca, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem, idealnie podkreślony horyzontem. Czuję przy tym taką mega nostalgię, jakbym dobrze wiedział, za czym tęsknię, a mój czas właśnie mijał, jakbym miał ostatnią szansę, żeby znaleźć się na plaży. Mam już w sumie swoje lata.


Od kilku dni jej szukam. Nie mam nic do stracenia. A może mam? Sam nie wiem, przecież wygląda na to, że mnie oprogramowanie we łbie zawodzi.

No więc nie jest to żaden tropik, drzewa to głównie brzozy, no i jakoś czuję, że to u nas, ale zbadałem już całą morską linię brzegową kraju i nie znalazłem takiej plaży. Wniosek jest jeden, ona nie istnieje, a ja jestem idiotą.

Gapię się w ekran, drapię po łysym łbie i móżdżę. Co mogę jeszcze zrobić?

Kawy sobie zaparzyć.


Jestem! Prawie narozlewałem po drodze z kuchni. Zalewałem kawę i wpadłem na pomysł, gdzie jeszcze mogę szukać plaży spełniającej kryteria z głowy. Tego rzecz jasna nie zdradzę, bo jeśli istnieje, szybko przestałaby być dzika i odludna, a tego bym nie chciał.

Siorbię wrzątek i szukam. Aż znajduję! Przynajmniej na zdjęciach satelitarnych w Google wygląda jak w głowie. Ponad sto dwadzieścia kilometrów stąd. Całkiem niedaleko.

Patrzę na zegarek, dziesiąta. Nie ma na co czekać. Za maks dwie godziny tam jestem. Dopijam kawę, zaliczam kibel, bo zawsze mnie goni po kawie, szamię coś na szybko, zakładam krótkie spodenki, japonki i dzida.


Mam wrażenie, że przyciąga mnie jakiś wielki magnes. Im bliżej tego miejsca, tym bardziej jestem podjarany i czuję spokój, jakbym wracał do domu, gdzie się urodziłem. Dziwne to. W końcu wjeżdżam do małego miasteczka. Wygląda jak wymarłe. W życiu czegoś takiego nie widziałem. Podobne do tego, do którego wjeżdża Pawlak w „Samych Swoich”, żeby poszukać doktora do rodzącej Mani. Dopiero skończyła się wojna i nie widać żywej duszy. Ale tutaj na pewno ktoś mieszka. W oknach widać kwiaty, za jednym suszy się pranie. No i przy kilku tkwią talerze satelitarne. Ale i tak mam wrażenie, że to inny świat. Przepaść między tym a moim. A przecież nie jest tak daleko.

Dojeżdżam do końca miejscowości, przede mną woda. Skręcam w prawo i po jakichś dwóch kilometrach wjeżdżam w las tak gęsty, że zrobiło się ciemno. Cały czas patrzę na mapę w telefonie. Jeszcze kilka kilometrów i powinienem być na miejscu.

Zatrzymuję się na polanie, wysiadam i oddycham głęboko. Powietrze jest czyste i smakuje świetnie, aż kręci się w głowie. Słychać wiatr, ptaki i wodę. Nic więcej. Żadnego samochodu, samolotu, pociągu, żadnego ludzkiego głosu, nawet szczekania psa. Zero cywilizacji.

Plaża jest na dole, zaraz za pasem lasu oddzielonym od reszty drogą, którą przyjechałem. Schodzę ścieżką, wydeptaną raczej przez zwierzęta niż ludzi. Jest jak zielony tunel, wydaje się prowadzić do innego świata. Na końcu otwiera się na słoneczną krainę, gdzie woda skrzy się milionem refleksów.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04