Pierwsze podejście - Rozdział pierwszy
„Jej nastrój niczym nie przypominał pogody, która panowała za oknem. Było szaro i co jakiś czas padał deszcz. Z uśmiechem na ustach czytała list od narzeczonego. Pisał jak bardzo ją kocha. Ją i ich dziecko.
Pogładziła swój brzuch, za siedem miesięcy będzie mamą, a już za miesiąc żoną. Nic nie było w stanie opisać szczęścia, jakie jej teraz towarzyszyło.
Jeszcze nie było widać oznak ciąży…”
Czytam jeszcze raz moich parę zdań i dochodzę do wniosku, iż nie podoba mi się ta koncepcja. Chyba nie mam nastroju, aby pisać o szczęśliwej kobiecie, kiedy ja sama nie jestem szczęśliwa. Zamykam laptopa i odkładam na swoje miejsce na biurku. Spoglądam na zegarek. Właśnie wybiła północ. Dopijam ostatnie łyki herbaty, która zdążyła stać się zimna.
Moknąc pod prysznicem zastanawiam się, co jest z Michałem. Dlaczego jeszcze nie wrócił? Gdzieś przez głowę przemyka mi kolejna historia. Staram się o tym nie myśleć, ale nie potrafię. Coraz wyraźniejszy obraz tworzy się przed moimi oczami. Może poszli do niej? Jestem ciekawa, jakie ona ma mieszkanie. A może są w hotelu?
Winię siebie, że nie przypomniałam mu o rocznicy ślubu. Było to zbędne, bowiem zawsze pamiętał. Rano robił śniadanie, wcześniej wracał z pracy i zabierał na kolację, albo sam gotował. On tak dobrze gotuje…
Dzisiejszego dnia, a raczej już wczorajszego, żadnego śniadania do łóżka nie było. Kiedy się obudziłam zorientowałam się, iż jestem sama w mieszkaniu. Panowała cisza. Zostawił jedynie informację na lodówce, że musi dłużej zostać w pracy.
Prawie się nie widujemy, mijamy się. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zjedliśmy razem kolację, albo śniadanie. Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy byliśmy w kinie albo teatrze. Zawsze wymigiwał się pracą. Istnieje tylko praca, praca, praca. Nieraz wydaje mi się, że zapomniał o mnie, że ja także muszę pojawić się w jego życiu, bo na moment zniknęłam z niego.