Pierwsze podejście - Rozdział pierwszy
- Potrzebuję cię! – krzyczę i naciskam czerwoną słuchawkę kończącą połączenie. Biorę z mokrego asfaltu torbę i zmierzam do mieszkania Anny. Siadam pod drzwiami przyjaciółki i na nią czekam.
Na korytarzu panuje głucha cisza. W mieszkaniu obok „zakukała” kukułka. Wybiła północ. Zastanawiam się czy na pewno pomysł, aby czekać na Annę, był odpowiednim. Nienawidzę czekać. Nienawidzę czekać, gdy mam coś bardzo ważnego do powiedzenia.
Oczekuję potwierdzenia, że nasz związek, nasz wymarzony związek nadal jest tym, czym był jeszcze przed rokiem. Ufam sobie, że mój wyjazd jest przełomem i wszystko będzie jeszcze lepsze niż wcześniej. Wiem, że kocham Michała i chcę wiedzieć, że on nadal żywi do mnie to samo uczucie. Niemal bezgłośnie docierają do mnie słowa, które usłyszałam przed sześcioma laty. Leżałam w łóżku, bo akurat mnie złapało przeziębienie. Była wtedy burza, a ja bałam się. Zawsze bałam się burzy. Michał trzymał mnie za rękę przez cały czas, a kiedy przestało padać i grzmieć, nalał do kieliszków czerwone wino. Wyciągnął z kieszeni spodni małe pudełeczko. Na jego twarzy widniał uśmiech. Był szczery. Zapamiętałam ten obraz, bo był dotychczas najcudowniejszym w moim życiu. Michał uklęknął przede mną, złapał moją dłoń. Patrzył prosto w oczy. Milczeliśmy przez chwilę. Jego pocałunek spoczął na koniuszkach palców. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Po przerwie, która trwała długo, a bynajmniej tak mi się zdawało, Michał powiedział: „W tak ponury dzień jak dzisiejszy, jestem ogromnie szczęśliwy, że mogę być razem z tobą. Zamiast zachmurzonego nieba, widzę słońce, które właśnie trzymam za rękę.” Wyczuwałam zdenerwowanie w jego głosie, wiedziałam, że jest mu ciężko, ale chciałam, aby się pomęczył. Powstrzymywałam się od wzruszenia. Podejrzewałam, że ten moment nadejdzie, ale nigdy nie domyślałam się, że będzie to pochmurny dzień i wtedy będę chora. Marzyłam kiedyś, aby było to wyjątkowe.
Ciągnął dalej: „Byłbym zaszczycony, gdybyś każdy burzliwy wieczór spędzała ze mną.” Jąkał się. Nigdy nie był dobrym poetą. Zawsze, kiedy się denerwował na policzkach miał czerwone wypieki. Był taki czarujący z tymi rumieńcami. Wziął głęboki oddech, a potem wypuścił powoli powietrze i powiedział: „Kocham cię moja Różyczko i chcę, abyś została moją żoną”. Zamilkł… Czekał na moją odpowiedź. Nie byłam w stanie wymówić słowa. Po policzkach leciały mi łzy. Michał też uronił jedną. Otarłam ją kciukiem, a potem pocałowałam mojego przyszłego męża. To miała być odpowiedź. Michał otworzył pudełeczko i na moim palcu u lewej ręki pojawił się piękny pierścionek.