Impresje
W żyłach czerwonych liści płynie krew niewolników.
Pod tymi liśćmi, czerwonymi tyle chwil zostawiłam.
Stare, zetlałe, wymięte – ale od czego papier jest i pióro!
I znów życie.
Jeden zielony niczym obszar bezsłowny, pustynia Logos, inny…
Pomarańczowy, rewolucyjnie głosi światu – on z krwią nic nie ma wspólnego!
Jest i żółty – w odcieniach – drzemie, podrywają go tylko szepty Indianki.
I Ja w nich, pomiędzy, dachu trzymam się kurczowo a dach to pokrywa lodowa.
Impresje.
Ja nie mam żalu o to, że musiały zostać, bo nie zmieściły się do bagażu. Liści nie zgarnia się pod dywan – liście tworzą dywan. A pod nimi – moje wspomnienia. Drżenie. Kto się odważy wystąpić i postąpić … parę kroków? Kto więcej? Kto rozwiąże zagadkę, nim runie klepsydra, a czas daje wiedzę, a wiedza – perwersję.
Jestem tu by szukać, tych chwil nieznanych i zaniechanych.
Jedna w łazience, druga przy kuchence. Trzecia spoczywa.
Więc, było tak…a raczej jest, bo byt ma różne wymiary, teraźniejszy też.
Jeden zginął na spacerze pod tytułem czemu masz takie pokaleczone ręce, przecież to musiało boleć. To prawda, boli zdrowy rozsądek. Gorąco było i nigdy więcej czekolady, obiecaj, nigdy złych myśli, obiecuję. Chodziłyśmy z mamą co drugi dzień [wtedy, gdy do mnie przyjeżdżała] wokół szpitala, co najmniej godzina chodzenia. Nie protestowałam, bo wiedziałam, że robię to dla niej, że jej było ciężej niż mnie a zaciskała zęby i szła dalej. Widocznie uważała, ze to ma sens. I miało…jak się przekonałam wiele miesięcy później…