Pięć minut
Zignorowałem jej uwagę.
Patrzyła na mnie zdegustowana, jakbym knuł jakieś świństwo. Pomyślałem, że nawet teraz jest daleko.
- Mówiłaś kiedyś, że awansowałaś – przypomniałem sobie – Masz teraz więcej obowiązków, ale i pieniędzy?
Taksowała mnie wzrokiem węsząc podstęp, ale nie dostrzegła zagrożenia.
- Cieszę się, że w końcu się mną zainteresowałeś. Mówiłam ci o tym miesiąc temu.
- Pamiętam. Ale dopiero dzisiaj możesz coś powiedzieć. No więc, jak to jest? Być pierwszą po bogu?
- Jestem tylko urzędnikiem. Ale masz rację… Chociaż tam jestem pierwsza.
- Masz więcej obowiązków, i mniej przyjaciół, ale jaki splendor! To bardzo przyjemnie być szefem.
W gruncie rzeczy niewiele mnie to obchodziło.
- Tak? I kto to mówi? Nieudacznik, który nie potrafił wspiąć się ciut wyżej, choć wszyscy podstawiali mu stołek? Ale się nie chciało. A teraz same złote przemyślenia. No, proszę…
- Nieudacznik? To jak? Nieudacznik? Tylko tyle? I nic więcej?
- A czego oczekiwałeś? Pochwały? Miałeś szansę, mogłeś zajść wysoko, byłeś w czepku urodzony. No, a kim jesteś? Starzejącym się człowiekiem, bo nie powiem mężczyzną. Jesteś leniwy, krążysz po mieszkaniu jak cień z butelką piwa. I tylko szukasz okazji do wyrwania paru groszy, by je przepić. Nie wyobrażałam sobie, że można się tak zmienić.
Słuchałem bez większego zainteresowania. Nie pierwszy raz o tym mówiła. Ale za każdym razem było mi przykro. Jedyną prawdziwą reakcją był skurcz mojego żołądka. Wzmianka o piciu pobudziła go do wzmożonego wysiłku, do ślinotoku pełnego oczekiwania.
- A ja się dziwię, że miałaś o mnie jakieś wyobrażenia, nadzieję, że tak powiem, i ja o tym nie wiedziałem – mówiłem bezbarwnie, jak o starej prawdzie, wytartej i znoszonej.
Patrzyła w próżnię. Pewnie o niczym nie myślała. Bo o czym tu myśleć?
Chciałem wstać. Powinienem iść do ubikacji, ale coś mnie wtłaczało w fotel. Ciężki bezwład mijającego czasu. Bezsensowne minuty, chwile, z którymi nie ma co zrobić. Nawet nie można ich sprzedać, komukolwiek, za butelkę piwa.
To smutne, tak milczeć.
- Cieszę się, że awansowałaś… Tak zwyczajnie, bez krętactw – byłem szczery. Już wcześniej chciałem jej o tym powiedzieć – Oczywiście, że awansowałaś – dodałem
Spojrzeliśmy na siebie z zażenowaniem. Ale trwało to chwilę. Oboje odwróciliśmy głowy, gdzieś lekko w bok… Najgorsze, co mogło nas spotkać, to przyznać się do chwili słabości.
Takie chwile nas zbliżały. Ale nie chcieliśmy mieć z nimi nic wspólnego.
Od dawna siedzieliśmy obok siebie, z zapowiedzią jakiejś rozmowy, która pęczniała w nas, jak w wielkim balonie, otaczała nas sprężonym powietrzem, a jednak była poza nami.
- Musiałeś coś więcej wypić. Jeszcze dobrze widzę.
- Jestem zmęczony.
Usiłowałem wstać, ale opadłem w fotel. Próbowała coś powiedzieć, ale uprzedziłem ją:
- Przecież wiesz. Jak pić to pić!
- Nie pij już – jednak martwiła się. Było to podejrzane, bo przecież nie byłem jeszcze pijany. Czyżby obawiała się czegoś?
Ta myśl pobudziła mnie. Poczułem przypływ energii.
- Czy wiesz, że nasze głowy rosną, i staną się kiedyś błyszczącą, łysą kulą? – mówiłem, nie wiedząc o czym, i po co to mówię – Nasze ciała, które powoli staną się zbędne, bo maszyny je zastąpią, nawet przy podcieraniu sobie tyłka, skurczą się kiedyś jak zasuszony owoc. I wiesz, że ci wielcy mózgowi będą z dumą obnosić w kosmosie swój rodowód? Tak! Będą mówić o sobie, że są ludźmi. I taki jeden mikrus powie, że jest człowiekiem. A co ja będę miał z nimi wspólnego? Dla mnie to będzie obca rasa. No, może nie całkiem… Ale czułbym się lepiej, gdyby jakiś osobnik był choć w części do mnie podobny.