Pięć minut
- Tak?
- Nie jesteś ciekawa?
- A co możesz mi ciekawego powiedzieć? Po tylu latach milczenia?
Nie powinna tak mówić. Widocznie nie potrafiła się powstrzymać.
- Tak uważasz?
- Zawsze milczysz. Nawet jak do mnie coś mówisz, to i tak jesteś gdzieś daleko.
- A ty? No powiedz! A ty? Jak ty do mnie mówisz? Zastanawiałaś się? A może ci to do głowy nie przyszło?
- Tylko nie opowiadaj już swoich historyjek. Bo tak naprawdę, to nigdy się mną nie interesowałeś.
- To dlaczego wyszłaś za mnie?
- Nie miałam pojęcia kim naprawdę jesteś.
- To wszystko?
- Prawie…
- Acha… Więc lepiej nie pytać?
- Nie mam nic do ukrycia.
- To widać.
- Co masz na myśli?
- Twoją szczerość.
Taksowała mnie spojrzeniem szukając czegoś w mojej twarzy. Wiele razy widziałem to spojrzenie. Uważne, skupione, jakby chciała się przekonać, czy jeszcze jestem jej mężem, czy może już obcym człowiekiem.
Sięgnąłem po szklankę i wypiłem pozostałość drinka. Uśmiechnąłem się krzywo.
Odwróciła wzrok.
Wstałem.
Przy barku zamówiłem wódkę z sokiem. Stałem, i nie chciało mi się wracać.
Poczułem złość. Wtedy wróciłem.
- Powinniśmy już być w domu – stwierdziła oschle.
- Mam to gdzieś. Nikogo nie zapraszałem. Chcę być sam.
- Jak zwykle.
- Jestem z tobą.
- No tak! Bo to na mnie spadnie ciężar tłumaczenia się. Po to mnie zaprosiłeś?
- Nie dlatego.
- To wybrałeś sobie cholernie dobry dzień. Gratuluję!
- A wiesz… sam się nad tym zastanawiam. Wiem tylko, że wydawało mi się to bardzo ważne. Ale teraz nie mogę sobie przypomnieć dlaczego.
- W dodatku kpisz.
- Nie kpię. Ale od rana trzyma mnie chandra. Wiesz?
- Nie pamiętam dnia bez twojej chandry. I bez piwa. Więc mi nie mów, że dzisiaj to tylko chandra.
- Dzisiaj moja chandra jest wyjątkowo świąteczna. Bo pomyśl… właśnie kończę pięćdziesiąt lat, i jeszcze trochę, a już mnie całkiem ubędzie.
- To na co ty czekasz? Czego chcesz? Gwiazdki z nieba? Taki duży chłopiec.
- Widzę, że i ty lubisz kpić.
- Przez cały czas błaznujesz. Zaplanowałeś sobie ten teatralny pokaz, lecz po co? I to w takim dniu. Jak ja rodzinie w oczy spojrzę?
- Tu cię gryzie! Co rodzina powie… Jakaś ty zakłamana.
- Bo muszę za ciebie myśleć?! I za ciebie się tłumaczyć?! Jakby mało było całego życia z tobą? I to nazywasz zakłamaniem?
- Zgodziłaś się przyjść ze mną, a przecież nie chciałaś. Widziałem jak się prężyłaś, niemalże chciałaś mi zabronić. Tak! Zabronić. Ale byłaś dumna i pogardliwa. A teraz się boisz. No, jaka ty jesteś nieszczęśliwa. Bo, poza tym, musisz wysłuchiwać moich głupkowatych myśli, i to całe życie. A ty? Co ty mądrego powiedziałaś dzisiaj, i wcześniej? Co ty powiedziałaś takiego, żebym cię słuchał? Lecz to ja jestem winien. A ty… musisz się poświęcać. Inaczej już nie potrafisz.
Słuchała, najpierw z wściekłością, a potem z obojętnością. W końcu zapytała:
- Czego ty właściwie chcesz?
- … Spokoju.
- Tylko tyle?
- Tak. Tylko tyle.
- A ja?... Jaką mam zagrać rolę?
- Nie musisz grać.
- Może wyjdę? Może nie powinnam tu przychodzić?
- Nie chcę żebyś wychodziła.
- Więc chcesz spokoju? A ja dzisiaj mam być twoją tarczą?
- Dlaczego dzisiaj? Zawsze byłaś i jesteś moją tarczą.
- Mój zmęczony mąż marzy o spokoju… A kiedy nie byłeś zmęczony?
- Chcesz wiedzieć?
- Słucham.
- Dwie godziny temu. Kiedy się zastanawiałem. Bo nie musiałem tu przychodzić, i ciągnąć cię za sobą. Bo tak uważasz… Ale teraz jestem zmęczony. Za dużo wypiłem.