Otwórz oczy
Popatrzyłam na niego uważnie, bo przecież przed chwilą doszła do tego samego wniosku.
– Nie, nie mam – odpowiedziałam krótko i odwróciłam głowę w stronę okna. Widziałam jeszcze kątem oka, że na mnie patrzy, a później otworzył książkę i zajął się czytaniem.
Zaczęłam mu się ukradkiem przyglądać. Zauważyłam, że nie nosi obrączki, ale to oczywiście nic nie znaczy. Był wysoki i choć przydałoby się zrzucić kilka kilogramów, ta lekka nadwaga nie odbierała mu dobrego wyglądu. Szpakowate włosy i zmarszczki wokół oczu dodawały mu klasy. Jakie to niesprawiedliwe, że często czas obchodzi się lepiej z mężczyznami niż z kobietami. Oczywiście tymi, którzy umieją ten atut wykorzystać, czyli wyglądają jak ten – elegancko i schludnie. Zauważyłam, że mężczyzna podniósł oczy znad książki i się uśmiecha. A ja gapiłam się na niego bezceremonialnie.
– Dickens? – spytałam, by jakoś wybrnąć, bo rzeczywiście była to dość nietypowa lektura, zwłaszcza dla mężczyzny.
– Owszem – powiedział zamykając książkę. – „Opowieść wigilijna” – dodał niepytany, chyba poczuł się zaproszony do rozmowy, chociaż wcale nie chciało mi się odzywać.
– Czytała pani?
– Tak, kiedyś na pewno – odpowiedziałam wymijająco.
– Wspaniała książka, wracam do niej często. Uświadamia mi, że trzeba mieć oczy szeroko otwarte i rozglądać się wokół. A jak się tak patrzy, to człowiek zawsze coś zobaczy. I może pomóc nie tylko innym, ale i sobie. Zmienić swoje życie, bo na to zawsze jest czas.
– Bardzo idealistyczne podejście. Nawet naiwne – stwierdziłam chłodno.
– Naiwne? – zdziwił się. Milczał przed chwilę, jakby zastanawiał się nad tym, co powiedziałam.
– Może ma pani rację? Ale chyba lepiej być naiwnym niż cynicznym i samolubnym, choć taka naiwność może oczywiście kosztować…
Znów spojrzałam w okno, a mężczyzna otworzył książkę, ale co chwila mnie czymś zagadywał. Podróż mijała szybko, bo rozmawiało się przyjemnie. Gdy zbliżaliśmy się do Gdańska, starsza pani z dziećmi w drodze do wyjścia zajrzała do ich przedziału.
– Jeszcze raz pani dziękuję, wszystkiego najlepszego pani życzę – powiedziała z uśmiechem. – Ta pani ustąpiła mi swoje miejsce, żebym mogła siedzieć z wnuczkami – powiedziała do mojego sąsiada z przedziału, jakby musiała właśnie jemu wytłumaczyć te podziękowania.
Mężczyzna popatrzył na mnie ze znaczącym uśmiechem.
– Idealistka? – spytał.
Uśmiechnęłam się tylko nie wiedzieć czemu lekko zawstydzona.
– Ja niestety też wysiadam. Gdyby pani była przypadkiem w Sopocie przy molo, jest tam taka mała knajpka. Dają pyszny sok z marchewki – powiedział patrząc jej prosto w oczy. – Kawę też mają, i wino, i wszystko inne. Będę tam jutro o siódmej wieczorem. Jakby pani przypadkiem przechodziła…
Zatrzymał się jeszcze przy drzwiach, jakby liczył, że potwierdzę, że też tam przypadkiem będę, ale podziękowałam tylko za miłe towarzystwo. Zbyt mnie zaskoczył tym dziwnym zaproszeniem.
Wychyliłam się nieco przez okno i tak jak myślałam, wynosił właśnie z pociągu walizki starszej pani. Uśmiechnęłam się nie wiedzieć czemu.
Kaśka przywitała mnie na dworcu ciepło i wyliczała atrakcje, jakie dla nas zaplanowała. Byłam już w dużo lepszym nastroju i przekonywałam samą siebie, że to kwestia spotkania z przyjaciółką, a nie tego dobrego uczynku i miłej rozmowy z człowiekiem, którego pewnie nie spotkam już nigdy.
Następnego dnia okazało się, że Kaśka musi zajrzeć do swoich teściów i zostawić mnie samą na kilka godzin.
– Przepraszam cię, załatwię to szybko – tłumaczyła.
– Daj spokój, kochana. Nie jestem dzieckiem – uspokoiłam ją. – Pójdę na plażę, pochodzę sobie. Tak dawno nie byłam nad morzem.
Postanowiłam, że przespaceruję się po molo, w końcu nie można odwiedzić Sopotu i nie być na molo. Oczywiście przyszło mi do głowy, że akurat zbliża się dziewiętnasta, ale nawet sama przed sobą nie przyznawałam, że chcę sprawdzić, czy ten mężczyzna tam będzie. Zresztą który facet pamięta o obietnicy z wczoraj, w dodatku danej pod wpływem chwili obcej kobiecie?