Otwórz oczy
Nad morzem było cudownie. Upał już zelżał, wiał dość mocno wiatr, słońce przetykane było szybko biegnącymi chmurami i pomyślałam, że będzie piękny zachód słońca. Poszłam w kierunku molo i spojrzałam w stronę kafejki, o której mówił. Siedziało tam kilka par, zajętych sobą, odpornych na piękno natury. Uśmiechnęłam się krzywo. Oczywiście, że go nie było. Co ja sobie myślałam? Westchnęłam i odwróciłam się w stronę morza.
– To mnie szukasz? – usłyszałam gdzieś z boku.
Spojrzałam w stronę, z której dochodził głos. Siedział na drewnianym podeście przy plaży. Zdjął okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem. Musiałam mieć bardzo głupią minę, bo spoważniał. Nie zareagowałam nawet na to samowolne przejście na ty. Wstał, wziął mnie za rękę i poprowadził do stolika. W drugiej ręce trzymał kubełek wypełniony lodem.
– Dobrze, że jesteś, bo bałem się, że będę musiał wypić sam cały ten sok – powiedział wyjmując dwie szklanki z kubełka z lodem.
– Dziękuję, nieznajomy – powiedziałam znacząco. – Ja tylko tędy przechodziłam – zaczęłam się tłumaczyć.
Wstał i szarmancko się skłonił, nie zwracając uwagi na moje niezdarne próby wykazania, że jestem tu przypadkiem.
– Rzeczywiście, nie przedstawiłem się nawet. I nie spytałem, czy mogę ci mówić po imieniu – powiedział z uśmiechem. – Imieniu, którego nie znam.
Znów, jak w pociągu uśmiechał się z taką radością, że nie udało mi się zachować powagi.
– A jednak coś dostrzegłaś... – powiedział siadając obok i patrząc w morze.
KONIEC