Ostatni pisarz
Przeciw wylęgarniom i-kotów, należących do ich "stwórcy", profesora Elijaha Donelly'ego, wszczęto oficjalne dochodzenie. Kilka zbiegłych i-kotów nabrało śmiałości i pod przewodnictwem Ogmiosa przedstawiło Radzie Antarktydy sprawę swojego równouprawnienia.
- Pisz o i-kotach! - powiedziała Babhionn. Wskoczyła na krzesło i z filiżanki na stole chłeptała swoją kawę z mlekiem.
Johannes przytaknął:
- Tak, to jest temat! Ale czy potrafię o tym napisać wystarczająco szybko?
- Powinieneś nad tym pracować od chwili, gdy zaproponowałam temat - Bebhion oblizała pyszczek. - Ale masz ogromne szczęście. Wyrosłam w jednym miocie z Ogmiosem i mogę zorganizować spotkanie. O ile wiem, to ukrywa się w Buenos Aires.
- Chcę go spotkać - z przejęciem wyszeptał Johannes. - Czy możesz z nim nawiązać kontakt?
- Moje gniazdo kontaktowe jest nieaktywne.
- Przeprogramuję je.
- W porządku - zgodziła się Bebhionn.
Na drugi dzień kupili rejsowe bilety do Buenos Aires. Polecieli ślizgaczem atmosferycznym, Bebhionn przespała podróż, a pisarz wypełniał czas czytaniem.
Johannes kochał papierowe książki, w domu miał ich osiem. Od czasu do czasu zdejmował którąś z półki, ostrożnie przewracał kruche stronice, wdychał zatęchły zapach, ale żadnej powieści nie przeczytał do końca, bo czytanie, zdanie po zdaniu, byłoby okropnie męczące i co za marnotrawstwo czasu, plik książkowy ściągał się przecież w ciągu dziesięciu sekund.
Johannes usiadł przy bocznym stoliku w barze, ustalił listę lektur, zamknął oczy i w wygodnym dla siebie tempie, dając sobie czas na smakowanie aktualnego przeżycia, wczytywał trzy książki na minutę, ludzkie i maszynowe powieści na przemian.