Ostatni Martwiec

Autor: go24
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

– Zastanawia mnie, czemu mieszkałeś w schronisku dla bezdomnych. Mówisz, że byłeś szlachcicem i miałeś majątek.

– He… – Oblevega westchnął ciężko – Wszystko mi zabrano. Miałem wspaniałą kamienicę w Krakowie przy samym rynku. W latach pięćdziesiątych komuniści zabrali mi wszystko – kamienicę, majątek. Mogłem ich zabić, ale po nich przyszli by następni urzędnicy. Nie tylko chcieliby kamienicę, ale również szukaliby kolegów. Ich też wtedy miałbym zabić? I tak w kółko? – spuścił głowę zrezygnowany i dodał z ironią – Wybrałem mniejsze zło. Oddałem wszystko bez walki, bez większego sprzeciwu i odszedłem. Całe to upaństwawianie przez komunistów było śmieszne, teraz wszystko oddają. Ale ja nie mogę się upomnieć. Jak mam odebrać kamienicę kupioną w latach trzydziestych, ale osiemnastego wieku?

            Oblevega opowiedział mu jeszcze o swoich towarzyszach i o tym, jaki spotkał ich los. Michał zdawał się chłonąć każde słowo, wiedział, że od tego, ile się nauczy może zależeć jego los.

 

xxx

 

            Michał obudził się w środku dnia i spostrzegł wpatrujących się w niego mistrza i chłopca. Od razu domyślił się, że jest to dziecko, o którym wspominał Oblevega. Dzieciak wyglądał normalnie, a więc musiał być już po pierwszym posiłku.

– To jest właśnie mój młody uczeń, Paweł – Oblevega uśmiechnął się – A to twój starszy kolega, Michał – mistrz odwrócił dzieciaka niczym kukłę i wyszli z pokoju. Michał znowu został sam. Przypomniał sobie dzień swoich święceń, kiedy przysięgał wyrzec się zła i służyć Bogu. Tylko co z tego, jeżeli jedyny wybór jaki ma to zabić albo umrzeć. Ubrał się i odsłonił okno, chciał bowiem sprawdzić, czy promienie będą go parzyć.

            Wyszedł z domu bez słowa, ponieważ musiał zastanowić się nad swoim życiem po życiu. Wierzył, że coś go czeka po śmierci, ale nawet w najśmielszych snach nie spodziewał się czegoś takiego. To przekraczało wszelkie granice. Przechadzając się ulicami Warszawy wspominał swoje ludzkie życie. Nawet nie widział kiedy i jak dotarł do Śródmieścia. Stał przed kościołem Św. Anny.

            Wszedł głównym wejściem, w pierwszym odruchu odwrócił wzrok od krzyża, ale po chwili przywykł do jego widoku. Nadal wydawał mu się on straszny, ale mimo wszystko na niego patrzył. Jedną ręką sięgnął po wodę święconą, żeby się przeżegnać. Kiedy dotknął cieczy, nie poczuł chłodu jaki powinna nieść, ale gorąco i palenie. Szybko cofnął rękę, na opuszkach palców miał ślady spalenia i bąble. Przełknął ślinę i piekącą ręką wykonał znak krzyża rozpoczynając od czoła. W miejscu, gdzie dotknął głowy ręką pojawiło się zaczerwienienie i pieczenie, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Minął pierwsze rzędy ławek mimo, że czuł jak z każdym krokiem robi mu się coraz bardziej niedobrze. Stojąc przed ołtarzem czuł jak przez całe jego ciało przebiegały drgawki. Niespokojnie rozejrzał się wokoło. Nikogo nie widział. Miał wrażenie, że w kościele jest jeszcze ktoś. Chociaż cały czas odczuwał dreszcze i obrzydzenie, przykląkł i zmówił modlitwę.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
go24
Użytkownik - go24

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2014-12-14 08:32:23