Opowieści z Przeklętej Doliny: Ucięta Mowa - część XVII
ekarz wiózł go swoim powozem. - Nie musisz wstawać. Gdzie hrabia? - zapytał John marszcząc brwi. Gdy tylko wszedł do salonu zauważył, że na stole przygotowane są tylko dwa nakrycia. - Bardzo źle się poczuł i stwierdził, że zje w swoich komnatach. Prosił, żebym cię przeprosił w jego imieniu. - Co mu dolega? - Nie wiem. Nie pozwolił mi się badać. - Dziwne. - Przypuszczam, że ma kłopoty z wątrobą. Zabrał tylko trochę jedzenia, niedużo - jakby się odchudzał. Mothman siadł naprzeciwko Poitosa i podał mu półmisek z wędliną. Doktor nałożył sobie na talerz kawałek polędwicy, boczku i duszonej gęsi, po czym oddał go detektywowi. John nałożył sobie to samo. Nalał z karafki do kieliszków czerwonego wina i wziął kilka kawałków pieczywa. - Mamy teraz chwilę czasu. Opowiedz mi szczegółowo jak i dlaczego przyjechałeś do Przeklętej Doliny, jak mnie odnalazłeś i co wydarzyło się w pociągu. Wspomniałeś o tym ale nie zwracałem na to uwagi a teraz może się okazać, że są to ważne wiadomości. Odkroił kawałek polędwicy i położył sobie na kromce chleba. Poitos umoczył usta w winie. Zastanawiał się chwilę i zaczął opowiadać. Cagliostro niepostrzeżenie przedostał się do swoich komnat. Tylko proforma niósł ze sobą talerz z jedzeniem. Wszedł do komnaty, w której zostawił Nikki. Dziewczyna zjadła cały posiłek a teraz spała jak niemowlę. Cicho położył jedzenie na stoliku. Podszedł do łóżka i przykrył dziewczynę kołdrą. Przez chwilę upajał swoje oczy widokiem jej piękna, po czym zabrał jedzenie i wyszedł z pokoju. Zamknął drzwi i udał się do komnaty po przeciwległej stronie korytarza. Zamknął drzwi na klucz i zatopił się w fotelu. Posiłek odstawił na nocną szafkę. Jeszcze będzie miał dużo czasu, żeby go zjeść. Wiedział, że nie tylko Mothman i Poitos nie zmrużą oka tej nocy. On też musi dużo przemyśleć. *** Agnes nie umiała pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Nie potrafiła także sama sobie wybaczyć swojej głupoty. Minęło już sześć dni odkąd przekroczyła próg plebani i od tej pory nie dano jej żadnej możliwości opuszczenia jej gościnnych pomieszczeń. Oczywiście, mogła wszędzie chodzić, rozmawiać z innymi członkami zakonu ale nie mogła opuścić jego terenu. Nie miała żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Czuła się jak więzień i rzeczywiście nim była - czujne oczy śledziły każdy jej ruch. Ale były także plusy jej wstąpienia do Zakonu. Największym i najważniejszym z nich wszystkich był chyba ten, że Lady M. nie miała już najmniejszych wątpliwości, że Zakon Ansuzyjczyków rzeczywiście istnieje. Tą pewność przypłaciła wolnością ale nie miała innego wyjścia. Gdy tylko wyraziła zgodę na warunki panujące w zakonie zaprowadzono ją do sali narad. Tam po licznych pytaniach i badaniach dwunastoosobowa Kapituła wyraziła zgodę na przyjęcie nowej Służebnicy Pana. Przewodniczący odczytał jej Regulamin, Statut i przysięgła na najświętszy sakrament Zakonu. Bez mrugnięcia okiem podpisała dokumenty własną krwią. I dopiero wtedy stało się coś co sprawiło, że zaczęła żałować dokonanego wyboru. Po podpisaniu dokumentów nie mogła się już wycofać z podjętych przez siebie zobowiązań. Na jej oczach Przewodniczący Kapituły otworzył złotą szkatułkę wbudowaną w ścianę, tuż za swoimi plecami. Wyjął z niej drewniany krzyż i z namaszczeniem, jakby składał ofiarę podał go Agnes do ucałowania. Ku swojemu przerażeniu kobieta stwierdziła, że figurka przytwierdzona do relikwii nie przedstawia Jezusa Chrystusa tylko młodą dziewczynę z przekrzywioną głową, opadającą na ramię i wysuniętą jedną ręką i równolegle do niej nogą. Cała postać tej dziewczyny była wykonana z jakiegoś krwistoczerwonego materiału. Razem z krzyżem wyglądała jak tajemniczy symbol na ubiorze strażnika. Wtedy też dowiedziała się, że całując ową relikwię, przypieczętowała swój pobyt w zakonie. Otrzymała też przywilej udzielania sakramentu spowiedzi grzesznikom w czasie mszy świętych. I właśnie dzisiaj przypadała niedziela, dzień jej próby. Jednak Agnes nie bała się. Miała przeczucie, że właśnie dzisiaj z