Śpiąca Wenus cz.3
Dwa krzesła i stół. Znalazłem na śmietniku. Zdarłem z nich drucianą szczotką poprzedniego właściciela. Jutro, pojutrze pomaluję na biało. Będziemy pić herbatę i rozmawiać do rana. Podłoga wyłożona gazetami, wszystkie przeczytałem. Teraz odwracam na drugą stronę. Pod ścianą leżą dwa rulony tapety w duże kwiaty. Czerwone róże. Spodobają ci się, jak tylko skończę czytać.
Wszędzie cię szukałem, byłem w parku i na cmentarzu. Przyszła pani z bukietem złocistych chryzantem. Powiedziała, że jej mąż, to był kawał skurwysyna, ale też potrafił wzbudzić w niej taką namiętność, że wyje nocami z tęsknoty. Poszedłem na rynek. Kupiłem pęczek rzodkiewek. Nie udało mi się ich donieść do domu. Listki rzodkiewki kłują w język. Wróciłem się po następny. Sprzedawczyni spojrzała na mnie i dodała kilka marchewek. Spytałem, czy może jest twoją matką. Nie odpowiedziała, tylko pocałowała mnie w czoło.
Wstąpiłem do kościoła. Jakaś dziewczyna w czarnym welonie myła podłogę. Uśmiechnęła się do mnie, gdy sobie chłodziłem twarz wodą z dużej misy na nóżce. Spytałem, czy nie jest tobą. Odpowiedziała, że ma już oblubieńca, którego kocha odkąd pamięta.
Zatrzymałem się nad kałużą. Jakiś kundel chłeptał wodę. Pomyślałem, że to dobry pomysł i się przyłączyłem. Odskoczył, ale wrócił, żeby się ze mną napić. Poczęstowałem go marchewkami, ale odmówił. Myślę, że nasz pies będzie jadał marchewki.
Znudziło mi się chodzenie po mieście i postanowiłem wrócić, żeby poczytać gazety. Zapomniałem gdzie mieszkam. Musiałem kilkakrotnie odtwarzać całą trasę, żeby trafić do mojej kamienicy. Na szczęście, miałem jeszcze moje marchewki. W bramie siedziała jakaś dziewczyna. Długo mi się przyglądała, a ja jej. W końcu powiedziała, że ona to ty i że mnie już nigdy nie zostawi. Pocałowała mnie w usta.
Zasypiam i budzę się, a mieszkanie zmienia się tak, jak zaplanowałem. Chyba mam jakieś magiczne moce. Ta dziewczyna, wciąż siedzi przy łóżku i się do mnie uśmiecha. Postanowiłem ją nazywać twoim imieniem. Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazisz.