opowiadanie, które nie ma jeszcze tytułu :P
- Wszystko w porządku?
- Tak, przepraszam. Uratowałeś mi życie. Gdybym nie odnalazła tego wisiorka, to nie wiem, co bym zrobiła. Jestem twoją dłużniczką. – powiedziała Annie ocierając łzy.
Zaskoczyło ją, gdy chłopak uśmiechnął się tajemniczo. W końcu powiedział:
- W takim razie zapraszam na obiad.
- Przykro mi, nie mogę. Muszę już iść, bo nie mogę spóźnić się na kolejne zajęcia.
- Będziesz się tu uczyć? – spytał zaciekawiony.
- Tak. Mam nadzieję, że poznam tam kogoś chociaż w połowie tak miłego, jak ty.
- Na pewno. – odpowiedział i znowu się uśmiechnął. Annie miała wrażenie, że zaraz zemdleje. – Może cię odprowadzę? – zaproponował.
- Nie trzeba. I tak już straciłeś przeze mnie sporo czasu. Nie chcę zawracać ci głowy.
- Zapewniam, że możesz zawracać mi głowę cały czas. – odparł bez wahania.
Annie spojrzała na niego zaintrygowana. Nie mogła w to uwierzyć. Taki chłopak z nią flirtował. To było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. I właśnie w tym momencie przypomniała sobie, dlaczego tu przyjechała. Opuściła rodzinne miasto nie po to, żeby poznawać chłopaków, tylko po to, żeby się uczyć. Mimo to nie miała serca mu odmówić.
- Wszystkim dziewczynom to mówisz? – zapytała w końcu.
- Ty jesteś pierwsza. – odpowiedział z figlarnym uśmiechem.
- Szczęściara ze mnie. – odparła. Chłopak uśmiechnął się i nie tracąc fasonu powiedział:
- Możesz to potraktować jako ratę zapłaty za moją pomoc.
- Myślałam, że twoja pomoc jest bezcenna.
- Owszem, ale zrobimy mały wyjątek. Chyba mi nie odmówisz. Nie mam nic innego do roboty, a poza tym idziemy w tym samym kierunku, więc będzie nam raźniej.
- Masz rację. – powiedziała Annie, a chłopak uśmiechnął się. Znowu. Jak tak dalej pójdzie, to dostanie palpitacji serca.
- Mam na imię Luke. – usłyszała.
- A ja Annie. – odpowiedziała i wzięła od niego wisiorek. – Idziemy? Naprawdę nie chcę więcej tu stać.
- Tym razem to ty masz rację. Musimy wyglądać zabawnie. – odparł Luke i wziął ją za rękę. Lekko speszona poszła za nim.
Szkoła była ogromna. Już sam jej widok przyprawiał o zawrót głowy. Annie nie mogła uwierzyć, że będzie mogła się tu uczyć. Gdy weszła do środka, przywitał ją tłum rozchichotanych dziewczyn, które co chwilę zerkały w lusterko, żeby poprawić i tak idealną fryzurę. Po drugiej stronie stała grupka mięśniaków, którzy ćwiczyli na korytarzu grę w rugby popisując się tym samym przed plastikowymi lalkami. Oprócz nich były jeszcze dziewczyny ubrane w strój cheerleaderek tulące się do chłopaków, którzy też należeli do szkolnej drużyny rugby. Wszyscy wydawali się być bardzo szczęśliwi. Nic dziwnego. Z daleka czuć było od nich zapach drogich perfum, wszyscy lśnili w niezbyt tanich ubraniach i w najnowszych gadżetach. Można było puścić pawia na ich widok. Annie też pochodziła z bogatej rodziny, ale tutaj w Los Angeles panowały zupełnie inne realia, niż w jej niedużym miasteczku.