Krótka historia Benka
1.
Szedł nocą do sklepu, powoli, podpierając się kulą ( - kiedyś oberwał od miejscowych bandziorów - ). A przed nim kroczył młodzieniec, szeroko, jakby z pańska. Benek zastanawiał się, czy się wyminą z lewej, czy z prawej strony.
Jego namysł nabrał ciężaru.
Umysł gotowy był do skoku, ale ciało, odwrotnie, było zwiotczałe.
Szedł po jabola. I dziwne… czuł ciężar grzechu.
Minęli się, a jemu wciąż coś tkwiło w gardle. Choć od tamtego czasu, to jest od trzech lat, nikt go nie pobił. A przecież w życiu nikogo nie uderzył, nikogo też nie zaczepiał. Wszyscy go tu znali.
Mieszkał w jednopokojowej norze, w starej kamienicy, podobnej do familoka. Bez prądu i ogrzewania. Miał tam kozetkę, stół i krzesło.
Był alkoholikiem. Wychował się gdzieś w Polsce, w Domu Dziecka, a na Śląsk przyjechał za chlebem. Pracę porzucił, gdy zamieszkał w przyznanym mu pokoju. Z Opieki Społecznej otrzymywał bony żywnościowe. Większość zdobytej tak żywności zamieniał na alkohol.
Dusza Benka była czysta jak łza, ale wciąż nietrzeźwa.
To, że był rudy, może go trochę usprawiedliwiało. Szczupły, raczej wysoki, z wiecznym optymizmem na twarzy. Kozia, ruda bródka dodawała mu charakteru. Była na swoim miejscu. Bez niej, może byłby innym człowiekiem. Ogolona twarz jakoś nie pasowała do jego ubioru, zresztą, zgodnego z spartańskim życiem.
Teraz szedł do sklepu. Zwykle wcześniej, na noc, robił mały zapas. Forsę, a właściwie – trochę forsy, dostawał też za surowce wtórne. Ale zbytnio się nie wysilał. Byle miał za co wypić, i starczyło na chleb z powidłami lub margaryną.
I tak leciały mu lata.
Wciąż był młody, ledwo po trzydziestce, ale już stracony.
Zdarzyło się jednak coś, co na trochę odmieniło jego życie. To była młoda dziewczyna, w nocy, na osiedlu, w samych majtkach; obudziła pewnie niejednego krzycząc: Ratunku!
2.
Benek słyszał ten krzyk. Leżał w ciemności, i jedno co mu przyszło do głowy, to aby ten głos wreszcie umilkł.
Ale nie umilkł.
Dotarło do niego, że to była dziewczyna. Bohaterem nie był, ale zwlókł się z barłogu, odszukał kulę, i wyszedł na ulicę. Doszedł do skrzyżowania, skręcił w prawo, i przystanął.
Ulica była dobrze oświetlona. Obok latarni stała dziewczyna, drobna, w majtkach, i w jakiejś koszuli lub bluzce. Obok niej stał mężczyzna, a drugi – kilka metrów za nimi.
Benek chciał już odejść, ale właśnie dziewczyna go zauważyła, i zaczęła biec w jego stronę. A tamci, chyba nie wiedzieli jak się zachować. Wyglądało to dość dziwnie, bo patrzyli jak biegnie, coś do siebie mówili, lecz nie udali się za nią.