opowiadanie, które nie ma jeszcze tytułu :P
Rozdział I
- Endy, gdzie jesteś?! Odezwij się proszę. Dlaczego się nie odzywasz? Endy!
- Kochanie, obudź się!
Annie otworzyła oczy przerażona. Zobaczyła pochylającą się nad nią mamę. Błękit jej oczu prawie ją zauroczył, jak zwykle. Obok mamy stał tata. Wyglądał na zmęczonego. Annie rozejrzała się dookoła. Przez chwilę nie zdawała sobie sprawy z tego, gdzie jest. W końcu przypomniała sobie, co się stało. Była w szpitalu. Wszystko ją bolało. Nie to jednak obchodziło ją najbardziej.
- Co z Endym? – zapytała?
Rodzice wymienili spojrzenia. Od razu zrozumiała, że coś jest nie tak.
- Co się stało? Gdzie jest Endy? Wszystko z nim w porządku?
- Kochanie, przykro mi. Endy nie miał żadnych szans. Nie zapiął pasów. Uderzenie było na tyle silne, że twój przyjaciel wyleciał przez szybę. Policja szukała go całą noc. W końcu odnaleziono go na brzegu rzeki, niedaleko miejsca wypadku. Zginął od razu. – wyjaśnił tata.
Annie patrzyła na ojca, jak na obcego faceta. W tym momencie nie był on dla niej tatą, tylko okrutnym człowiekiem, który próbuje ją zranić. Nie czekając dłużej powiedziała do niego z wyrzutem.
- Jak możesz? Wiesz, jak ważny jest dla mnie Endy. Dlaczego żartujesz w ten sposób? To nie fair.
- Kochanie, tata nie żartuje. Żałuję, ale Endy niestety nie przeżył wypadku. Jego rodzice rozpoznali go przy sekcji zwłok. To na pewno on. Przykro mi, córeczko. – powiedziała mama.
Annie poczuła się tak, jakby zatrzymał się cały świat. Jakby ktoś wbił jej nóż w plecy. To niemożliwe. Wypadek nie był tak poważny. Ale Endy nie zapiął przecież pasów. Tak go prosiła, żeby to zrobił. Jak zwykle nie posłuchał. Dlaczego zawsze był taki uparty i nieodpowiedzialny? Powinni byli zostać w domu, zamiast jechać na tą głupią imprezę. Gdy wracali do domu, było już widno, ale co z tego? Endy był zalany w trupa, dlatego ona musiała prowadzić. Niepotrzebnie to zrobiła. Nie miała jeszcze prawa jazdy. Do tego jeszcze była zajęta rozmową przez telefon, zamiast uważać na drodze. Dlatego nie zauważyła tej cholernej ciężarówki. Trzeba było poprosić kogoś innego. Ale kogo? Wszyscy, prócz niej byli w takim samym stanie, co jej kumpel. Nie mogła zadzwonić do mamy, bo wtedy dowiedziałaby się, że zamiast uczyć się z Sarą, jej córka była na imprezie. Ale ze mnie kretynka! Myślę tylko o sobie. Dlaczego to on musiał zginąć? Dlaczego ona zawsze wychodziła cało z każdej ich głupoty? Każdą winę brał na siebie. Nigdy nie pozwolił, żeby Annie zbierała ciosy. To niesprawiedliwe!
- Kochanie, wszystko w porządku? – usłyszała.
- Chcę zostać sama. – odezwała się nie wnikając, kto zadał jej pytanie. – Wyjdźcie.
Mama z tatą zrobili to, o co poprosiła. Wtedy nie wytrzymała. Łzy, które w obecności rodziców starała się powstrzymać, teraz płynęły z jej oczu strumieniami. Nie dała rady. Z dzisiejszym dniem zatrzymało się całe jej życie. Nie wiedziała, jak dalej będzie funkcjonować. Jak ma żyć bez swojego najlepszego przyjaciela? W oficjalnej wersji Endy był jej chłopakiem, ale ona tak naprawdę traktowała go raczej jako kumpla. On też nie widział w niej dziewczyny. Całowali się, trzymali za ręce, ale nie traktowali swojego „związku” całkiem na serio. Żadne z nich nie było zazdrosne o drugie. Nie przeszkadzało im, gdy jedno z nich spotykało się z innymi osobami. Ktoś mógł powiedzieć, że to był „otwarty” związek. Dla nich była to po prostu przyjaźń. Rozumieli się bez słów. Przysięgli sobie, że jeśli do czterdziestki nie zakochają się w kimś innym, to wtedy wezmą ślub ze sobą. Niestety, Ktoś na górze inaczej zaplanował ich życie. To było całkowicie bez sensu. W tym momencie Annie zastanawiała się, czy Bóg naprawdę istnieje, a raczej nad tym, czy rzeczywiście jest taki dobry i mądry. No bo po co ludzie się rodzą? Po to, żeby za chwilę umrzeć? To naprawdę nie trzymało się kupy. Chwilę później Annie zdała sobie sprawę z tego, do czego zmierza. Nie powinna tak myśleć. Była osobą wierzącą i nigdy w żadnej sytuacji nie zwątpiła, nawet wtedy, gdy jej mama straciła dziecko w wyniku wypadku, ani wtedy, gdy jej młodszy brat, który urodził się rok po poronionej ciąży mamy, zginął w wypadku, również samochodowym. W tej chwili Annie doszła do wniosku, że przekleństwem jej i jej bliskich są samochody. Obiecała sobie, że już nigdy nie zaufa żadnemu kierowcy, a ona sama nie siądzie za kierownicą, dopóki nie otrzyma prawa jazdy. Czyli tak naprawdę nigdy. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie zdałaby egzaminu, a po drugie dlatego, że po tym, co się stało, nie chce mieć z jakąkolwiek kierownicą nic wspólnego. Dzisiaj straciła trzeciego brata. Na szczęście został jej jeszcze jeden, który był starszy od niej o dwa lata– dokładnie w tym samym wieku, co Endy.