Opowiadania z lumpeksu - SKROMNE PRAGNIENIE
Obładowana torbami Mathilde sama wróciła do domu.
- No pokaż co kupiłyście! Och jak dawno nie widziałam tyle toreb i tyle rzeczy!
Jaka piękna sukienka! Przymierz.
Mathilde czuła się jak dziewczynka, której kupiono nowe buciki i trzeba je oglądać na nogach ze wszystkich stron wyginając się w nieprawdopodobny sposób.
Sukienka lekko rozkloszowana dołem, ładnie się układała, kiedy Mathilde poruszała biodrami. Peonie fruwały obok niej, słońce wpadało przez okno, podświetlając tkaninę.
Madamme przypomniała sobie, że miała podobną, kiedy razem z jej mężem po roku małżeństwa pojechali do Saint-Tropez na długie wakacje. Kochali się bardzo. Tego lata starali się o dziecko. Nie udało się. Potem już tylko liczyli na cud. Też się nie zdarzył. Dni upływały im jednakowo bezbarwnie, jeśli do atrakcji można zaliczyć tzw. „bywanie”. Potem umarł Pierre. Przez chwilę wszyscy z litości próbowali ubarwić jej samotność, ale wkrótce te akty współczucia zanikły. Potem umierali znajomi, koleżanki i dalecy kuzyni, którzy nigdy nie zadali sobie trudu, aby ją poznać. Była sama.
Spojrzała w stronę Mathilde, która oglądała grzbiety książek z dużej biblioteki. Wyciągała je ze zwartych szeregów i odkładała na stolik albo chowała z powrotem.
- Madamme, czy mogę zabrać do swojego pokoju te książki? Chciałam je przejrzeć.
- Naturalnie dziecko, weź i zajmij się obiadem, jestem głodna jak wilk!
Po obiedzie, Mathilde siedziała w fotelu obok Madamme i czytała jej poranną gazetę. Po chwili zauważyła, że Pani Etienne śpi. Zachodzące słońce wpadało szczeliną wprost na łóżko, oświetlając złotem jej twarz. Jej skóra zdawała odbijać to złoto, tworząc aureolę z rozpylonych złotych cząstek.
- Kiedyś musiała być piękna, teraz też jest piękna, tylko inaczej – pomyślała Mathilde.
Staruszka wsparta wysoko na poduszkach, najedzona, wymasowana i umyta, spała tak mocno, że Mathilde postanowiła obejrzeć swój ulubiony program w telewizji. Miała odczucie jakby od zawsze mieszkała w tym pięknym, bogatym mieszkaniu, tylko na chwile dzieciństwa los rzucił ją do biednego domu normandzkich rybaków. Portrety ze ścian patrzyły na nią życzliwie.
Minęły dwa tygodnie. Gosposia robiła jedynie zakupy. Gotowanie i sprzątanie przejęła Mathilde. Sprawiało jej to radość. Madamme uwielbiała ryby, a w przyrządzaniu tych potraw była mistrzynią. Również przyjemne były okrzyki zachwytu, jakie towarzyszyły jedzeniu jej dań.
- Mathilde, rozpieszczasz mnie! Ten łosoś jest pyszny! Jak Ty to robisz? Dusisz go z jarzynami?
- Tak Madamme, wtedy jest mniej tłusty, dla pani odpowiedni, starałam się! – szczerze powiedziała Mathilde.
- Tak mi z tobą dobrze, aż chce mi się żyć! Tak bym chciała jeszcze raz pobyć
w Sannois, tam mamy, mieliśmy letni dom. W sierpniu uciekaliśmy z mężem z Paryża i mieszkaliśmy tam aż do listopada. Wiesz.. nadal mam ten dom. Chyba zestarzał się jak ja.
- Domy są trwałe! Trwalsze niż my, Madamme.
- No ty jeszcze masz duuużo czasu! Wiesz, jesteś dla mnie bardzo dobra, dobrze, że jesteś. Jesteś jak córka, której nie mialam.