Opowiadania z lumpeksu - SKROMNE PRAGNIENIE
- Nie wolno nam mieć takich przedmiotów.
- Widziałam, jak na nią patrzyłaś. Schowaj ją albo daj komuś. Coś wymyślisz,
ale chociaż przez chwilę będzie twoja!
Amele trzymając torebkę czuła jej ciężar, gładkość i elastyczność skóry, kolor,
jaki mają cukierki dla dziewczynek i otworki w kształcie znaku firmowego. Przewiesiła ją przez ramię. Miała ochotę przełożyć wszystko, co miała
w plecaku i nieść ją dumnie ulicą, nie szłaby jak zwykle pochylona, ale unoszona przez torebkę płynęła ponad trotuarem, a wszyscy przechodnie stali
z otwartymi ze zdziwienia ustami…
Gdzieś z głębi usłyszała nasilający się śmiech. To Mathilde śmiała się do niej:
Amele! Zejdź z chmur! Ale odjechałaś! Cieszę się, że poczułaś, jakie szczęście potrafi dać posiadanie czegoś, czego się bardzo pragnie! Chodź przejdziemy się chwilkę po ulicy. Będę szła po stronie torebki, którą założysz. Nikt nie zobaczy.
- Zaraz wracamy Madamme!
Tak jak to wymyśliła, towarzyszyła Amele, która z dziecinną radością w oczach,
z torebką na ramieniu rzeczywiście prawie nie szła a frunęła nad ulicą. Rozbawione, postanowiły dojść tylko do ulicy Faubourg Saint-Honore i wrócą powrotem do domu. Ulica była prawie pusta. Kilka osób szło raczej drugą stroną zacienioną markizami. One szły po słonecznej stronie jakby chciały wyeksponować swoją odwagę.
- Ja to naprawdę robię? – spytała Amele.- Tak i jak ci ładnie z tą torebką, pasuje
do granatowej sukni – śmiała się Mathilde.- Nie żartuj sobie ze mnie, całe szczęście, że zaraz wracamy! Nagle Mathilde przystanęła, chwyciła ramię Amele.
- Chodź, idź normalnie jakby nigdy nic! Arny tam jest! Stańmy przy
tej wystawie!
Na rogu ulicy stał mężczyzna w białej marynarce, z rękami w kieszeniach. Patrzył w ich kierunku jakby na nie czekał. Po chwili przekroczył skrzyżowanie, rozejrzał się i poszedł dalej nie oglądając się. Nie poznał Mathilde,
ale dziewczyna straciła całą radość ze spaceru.
- Widzisz? Nie mogę wychodzić tu na ulicę. On zawsze tam łazi!
- To nie chodź w tym kierunku. Zawsze możesz wsiąść w metro na Madeleine
i spacerować gdzie indziej. A poza tym wcale cię nie poznał. Możesz czuć się bezpiecznie, tak myślę. Musisz przecież wychodzić z domu!
Kiedy wchodziły w podwórko pod numerem dziewiątym, Amele zapakowała torebkę do plecaka i pożegnała się przed drzwiami Madamme.
Idąc ulicą Faubourg wypatrywała Arny’ego. Siedział z jakąś dziewczyną
na zewnątrz Baru i mówił do niej tak samo jak do Mathilde.
- Ma już następna ofiarę – pomyślała.
W jej pokoiku siostra Simonne jak zwykle patrzyła przez okno, siedząc
na jednym z dwóch krzeseł. W ręku trzymała różaniec. Zupełnie tak samo każdego dnia. Posłuszna Simonne nie odczuwała braku wrażeń, nie sprawiała wrażenia osoby dociekającej, pytającej, posiadającej jakieś życie wewnętrzne, oprócz modlitw i codziennego różańca. Te jej godzinne, codzienne rozmyślania nigdy nie przyniosły odpowiedzi na zadane sobie pytanie. Może nie zadawała sobie pytań i to jej wpatrywanie się w okno było formą medytacji w ciszy i w pustce?