Ogień zgasł

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Wycieram się chusteczką, powinno być trochę lepiej.

Mario siada na ławce bokiem, broni nabiał przed buchającym gorącem. Stara się zachowywać normalnie, jak gdyby nigdy nic.

– Ale rozhajcowałeś.

– Ja nie chcę pić, stary, nie mogę – mówię.

– Tam pierdzielisz, właśnie powinieneś. – Wyciąga z plecaka butelkę świetnej whisky.

– Jak wypiję, zacznę myśleć. Nie mogę. Sam się napij. Umyję ci kubek.

Podchodzę do węża i myję. Ależ mam ochotę na tą whisky.

– Trzymaj. – Podaję kubek i siadam obok.

– Jak chcesz. Dobrze wiesz, co tracisz. A myśleć powinieneś. Musisz to przetrwać chłopie, wszyscy cały czas chcą ci pomóc.

– Nie możecie mi pomóc, nikt nie może, każdy jest inny. Wiem, jaki ja jestem. I nie chcę o tym gadać.

Patrzę, jak Mariusz zrywa folię z szyjki, wyciąga korek i nalewa sobie. Kurczę, ta ochota silnie odwraca uwagę. Może nie będzie tak źle, jeśli wypiję?

– Może i tak, ale nie musisz być z tym sam, tylko pozwól sobie pomóc – dodaje.

Nie odpowiadam. Wpadam na pomysł.

– Pójdziesz ze mną po drewno? Nic nie musisz robić, tylko gadać, co tam ciekawego kupiłeś ostatnio.

Zależy mi przede wszystkim na odwróceniu uwagi na głównej drodze, gdzie zawsze odzywa się Borys.

Mariusz pociąga łyczek złocistej cieczy, a jego twarz odzwierciedla smak. Robi to specjalnie, choć nie musi. Dobrze wiem, co czuje w ustach. Tym bardziej ochota rośnie.

– Pewnie, czemu nie, ubrałem gorsze ciuchy.

 


Obecność Mariusza pomaga.

– Wali od ciebie, stary, konkretnie – mówi podczas ładowania taczki.

– Już trochę czasu się nie myłem.

– Trochę, tak? Od kiedy?

– Od… – zacinam się i przełykam ślinę.

Przyjaciel orientuje się i odwraca uwagę.

– Dobra, srać na to, choć tak trochę właśnie śmierdzisz, jak obsrany. – Schyla się po ostatnie polana.

– Ok, wystarczy – mówię.

– Dasz radę?

– Pewnie, zjadłem pierogi.

Chwytam za rączki, prostuję się i ruszam niebezpiecznie wyładowaną taczką. Nie pokazuję, że cieszę się z jego wizyty. Dawno mój łeb nie odpoczywał tak długo.

 


Siadamy z powrotem na ławce. Mariusz nalewa sobie whisky, a ja robię kawę, daję przyjacielowi koc na plecy i robi się przyjemniej. Potem piekę kiełbasy. Mariusz opowiada o pracy w korporacji, o swoich pasjach, kolekcjonowaniu drogiej whisky, kupowaniu i remontowaniu starych samochodów. Właśnie zabiera się za jakiegoś Saaba. Rzadko udaje mu się sprzedać coś z zyskiem, ale to przecież hobby, szmal nie jest najważniejszy.

Spotkanie przypomina trochę jedno z wieczorów, które często organizowałem, jak tylko pozwalała pogoda. W ciągu całego lata było ich zazwyczaj kilkanaście.

 


W końcu Mario musi się zbierać do domu, do żony i dzieciaków. Wypił prawie pół butelki i ma już w czubie.

– Ciemno. – Patrzy na zegarek. – Po szesnastej. Muszę spadać. Zostawiam ci flaszkę, napij się dzisiaj.

– Wiesz, że nie mogę, nie teraz. Zabierz ze sobą.

– Stary, znam cię. Musisz się poddać, a na trzeźwo nie masz szans, za bardzo się bronisz.

– Widać mnie nie znasz.

– Wiem, że ci ciężko, nawet nie chcę sobie wyobrażać jak bardzo, ale musisz się wziąć w garść. Ile jeszcze tu wytrzymasz? Zimno jak pies, co chwilę pada. Podobno ma padać śnieg. Zmarzłem przez ten czas, a ty tu siedzisz tyle dni.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04