Restaurator 4
4. Drgania cząsteczek
Poprzedni wieczór skończył się źle, w przeciwieństwie do poranka i popołudnia. A dzień zaczął się przecież tak dobrze. Zdałem sobie z tego sprawę wieczorem, kiedy przed snem sumowałem sukcesy i porażki dnia. Byłem z siebie trochę dumny i dla równowagi miałem też wyrzuty sumienia. Na szczęście byłem też zmęczony i sen przyszedł bardzo szybko mimo natłoku myśli w głowie. Rano nie czułem już niczego. Wreszcie, po tylu latach nauczyłem się żyć dniem teraźniejszym a nie przeszłością. Po co komu ten przeterminowany balast? Zresztą byłem pewny, że z Moniką będzie wszystko dobrze. Nie zrobiłem nic złego. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Z drugiej strony to niesamowite jaką otrzymałem dawkę mieszanych uczuć na początku tego tygodnia. Była dopiero środa, a byłem wyczerpany psychicznie od nadmiaru tych dziwnych uczuć. Do weekendu było jeszcze daleko ale w środku duszy odczuwałem jakieś napięcie. Jakby były to moje ostatnie dni w życiu. Dobrze byłoby tak się czuć przez cały czas. Może nie jest to przyjemne uczucie ale sprawia, że jesteśmy sobą a nie udajemy życia, jak oczekuje od nas tego środowisko.
W pracy wreszcie zaczął się ruch. Z Marcinem mieliśmy od rana sporo zajęcia. Gdyby było tak każdego dnia musiałbym jeszcze kogoś zatrudnić, bo w dwójkę nie dalibyśmy fizycznie rady przez cały tydzień. Chociaż nie brakowało nam energii i praca sprawiała przyjemność w dwójkę robiliśmy to co w innych miejscach robiło czterech. Jak długo moglibyśmy tak to ciągnąć? Przecież człowiek jest maszyną, która potrzebuje nie tylko paliwa i konserwacji. Nie może pracować cały czas. Potrzebuje motywacji do jakiegokolwiek działania. Sama praca nie wymaga dużo wysiłku. Znacznie ciężej znaleźć powód by unieść się rano z łóżka. Na razie byliśmy na szczycie i liczył się ten dzień. Jutro? Dziś czuję się świetnie. Pieprzyć jutro!
Tego dnia miałem szczęście. Remont w sąsiedniej kamienicy zagwarantował nam klientów w postaci prostych robotników, którzy nie gustowali w jedzeniu na wynos. Potrzebowali coś konkretnego i chcieli odpocząć przy posiłku. Zajęli wszystkie trzy stoliki. Rzadki widok w mym „pałacu”.
Weszła w nieodpowiedniej chwili. Pojawiła się w drzwiach, kiedy podawaliśmy zupę. Mężczyźni zacierali ręce, gaworzyli i stukali sztućcami. Co jakiś czas, któryś wybuchał śmiechem. Zrobiło się naprawdę głośno. Monika wyglądała zupełnie jakby wczorajszego dnia nie było, znów była nieśmiała nieznajomą. Przywitała się jakby bała się, że ją wyrzucę.
- Cześć! Chciałam cię przeprosić. Źle się wczoraj zachowałam.
- Cześć. Nic się nie stało – zabrzmiało lekceważąco. Chociaż faktycznie nie byłem na nią obrażony. W głowie po prostu miałem inne myśli. Spoglądałem na nią a myślami byłem byłem w innym miejscu, przy piecu. Wcześniej włączyłem frytkownice, pewnie tłuszcz już się rozgrzał. Mięso powinienem zaraz wrzucić na grilla. Już słyszałem, że niektórzy z robotników wiosłują łyżkami po dnie pustych misek po zupie. Zaraz będą chcieli drugie danie. Kilku zamówiło gotowane ziemniaki, powinny już dochodzić. Myślałem o pracy.
- Ale ja naprawdę, żałuję tego co zrobiłam
Wczoraj spędziłem mile czas z kobietą. A dziś pojawiła się u mnie ta sama osoba ale w postaci roztrzęsionej dziewczynki. Musiałem się wcześniej pomylić, może nie była wcale prześladowana przez rodziców tylko po prostu rozpieszczona. Bogata, niezrównoważona emocjonalnie dziewczyna szukającego uczucia u obcego człowieka. Rodzice wydawali jej się pewnie nudni. Jakież miałem szczęście nie mając problemów z Darią. Była normalna, chociaż nie ułatwiłem jej tego jako ojciec. Widocznie miałem w ojcostwie więcej szczęścia niż rozumu.
- Posłuchaj, mam naprawdę mało czasu żeby z tobą porozmawiać – zacząłem tracić cierpliwość i nie potrafiłem tego ukry
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora