Obraz Doskonały
Zapamiętał tylko te wypieki na twarzy i śmiech, rozbrajający śmiech Zuzki. – No to żeś się popisał, Casanova! – Odpowiedział najpierw tylko kąśliwą miną, chwilę potem poprawił się werbalnie. – A co niby miałem powiedzieć? – Drobna kobieta odpowiedziała między salwami nieokiełznanej radości. – Nie wiem... Ale to... Haha... Nie słyszałam nigdy nic głupszego. Wiesz, ja na pewno nie umówiłabym się z facetem, który zaczyna rozmowę od „Fajne, nie?”. No ale sam widzisz. Nawet nic nie odpowiedziała. Wyszła. – Michał nieco zmarkotniał. Nigdy sobie nie radził, mimo szczerych pomocy przyjaciółki, albo też mających działanie motywujące połajanek, takich jak ta. – Ale uśmiechnęła się do mnie... Z resztą jakie to ma znaczenie? – Odbiła pytanie. – Nie wypadało jej się uśmiać z obcego faceta. Jakie znaczenie? Takie, że w ten sposób chyba jeszcze jakiś czas zostaniesz sam. Przydałby ci się jakiś sparing... – Nie wytrzymała. Roześmiała się, wchodzili już na klatkę bloku, w którym wynajmowali mieszkanie. Na siódmym piętrze, w samym środku Mokotowa. Warszawa była duża. Dostało mu się mocno, droga była niesamowicie długa.
Siedzieli jeszcze do puźnej nocy, pijąc herbatę, ucząc się. Studiowali na tym samym uniwersytecie, na tym samym wydziale nawet. Kierunek – Wiedza o kulturze. Zuzanna dostała się tam, bo lubila czytać, a czytała dużo. Znała niezliczone ilości książek z literatury światowej, a dział polskiej fantastyki miała opanowany co do pozycji, zdawało się często Michałowi, który starał się ją czasem zaskoczyć malo znanym tytulem. On zaś, kiedy nie dostał się na Akademię Sztuk Pięknych, udał się tutaj. Sroczkę znał wcześniej, ale głęboka przyjaźń rozkwitła dopiero na pierwszym roku studiów. Teraz byli w trakcie trzeciej klasy.
On dalej malował, ona dalej czytała. Dawali radę bez problemu ze wszystkimi egzaminami. Dlatego odpuścili sobie tej nocy po dwóch kwadransach ślęczenia nad podręcznikami, pogrążyli się w rozmowie. – No i co zrobisz z tym faktem? – Wiedział, co ma na myśli, nie pytał zbędnie. – Chyba nic. Mówiłem przecież. – Słuchając, upił łyk herbaty. Ciepła, żeńszeniowa ciecz spłynęła do żołądka relaksując. – Proszę cię, przecież nic nie stracisz... Znacie się tyle lat. Przypomnij sobie to wszystko. Ogniska na polach w Pruszkowie. Albo jak pojechaliście na gapę do Olsztyna, wariaty. A w liceum... – Przerwał gestem. – Właśnie. Bardzo dawno. Ile ostatnio się widywaliśmy? Nie mamy czasu na naprawienie czegoś, co umarło śmiercią naturalną. To już nawet nie kumpel, taki znajomy tylko, z którym mogę chwilę pogadać, kiedy go widze. Ale nie dam się wrobić drugi raz w takie coś. Ile się musiałem namęczyć... Może i ma tą swoją depresję, ale nie znaczy to, że może się wyżywac na wszystkich dookoła. – Kobieta ustąpiła. Przeniosla się z wysokiego stołka na łóżko, owinęła się kołdrą. Patrzyła. – Myślisz jeszcze o niej? Wiesz, o tej dziewczynie w galerii? – Michał zareagował szybko. – A niby dlaczego miałbym myśleć? Co to, znam ją? – Zbyt szybko. Pokiwała głową, wychwytując fałsz. – Myślisz. – I zasnęła, przewracając się lekko na poduszkę. Nie czekając ani chwili dłużej, runął na swoje łóżko, zasnął po kilku minutach. Cisza.
Znów stał w sali pełnej obrazów. Nie od razu poznał co się zmieniło. Zrobił kilka kroków, które odbiły się echem od ścian i obrazów. Na środku pomieszczenia, zamiast „Bitwy pod Grunwaldem” pysznił się jego obraz, kilkakrotnie większy, choć ten sam, jakby namalowal go większym pędzlem. Obejrzał się wokół, i jakby wszystko wokół stało się wielkie. Kolejne kroki pozostały bezdźwięczne. Nie wiedząc nic, usiadł na twardej podłodze. Co tutaj robić? Przecież wystawa zakończyła się kilkanaście godzin temu. I dałby sobie rękę uciąć, że jego dzieło było mniejszych rozmiarów. Nie sposób tego przeoczyć.