Obraz Doskonały
Bezsenna noc pozwoliła wreszcie wypocząć młodemu artyście. Czuł, że dzięki snom z udziałem Niezapominajki, bo w myślach wciąż ją tak nazywał, dały mu tyle weny, że nie uda mu się jej wyczerpać do śmierci. Każdy fragment tych dwóch snów mógł się stać doskonałym obrazem, jeśli tylko umiejetnie to odtworzy. Tego ranka wstał wcześniej niż Sroczka. Ze zdumieniem patrzył w tarczę zegara, która usiłowała mu wmówić, że jest dopiero wpół do siódmej. Cichutkie chrapanie rozlegało się z stojącego po drugiej stronie pokoju łóżka. Siedział przez kilka godzin sam na sam z kawą i myślami. Dzień minął szbko.
Poszedł sam. Pod pachą dźwigał opakowany w brezent swój ostatni obraz. Było już ciemno, ale mijał tłumy ludzi, udających się w przeróżnych kierunkach. Szedł. Minął w końcu galerię. Łup, łup. Kiedy doszedł do ławki, która mu się śniła, nogi odmówiły posłuszeństwa. Usiadł osłabiony. Łup, łup. Serce waliło jak młot. Wytarł mankietem białej koszuli pot z czoła i skroni. Po kilku minutach, których nie liczył, pojawiła się, nadchodząc od strony galerii. W długiej brązowej spódnicy i zielonej letniej kurteczce. Przy boku lśniła nadrukowana na torebkę niezapominajka. Usiadła obok niego. – Cześć, Niezapominajko. – Przyłapał się na tym, że powiedział do niej tak, jak sama nazwała się we śnie. Uśmiechnęła się zalotnie. Wskazała palcem na pokrowiec, oparty o ławkę. – Ok., już pokazuję. Chciałem go trochę poprawić dzisiaj rano, ale nic nie przyszło mi do głowy. – Wyciągnął drżącymi rękami płótno rozciągnięte na drewnianej ramce. Długość obrazu wynosiła mniej więcej sześdziesiąt centymetrów, więc Natalia Odsunęła malunek na wyciągnięcie obu rąk. Przyjrzała się dokładnie. Wydawało się Michałowi, że była zachwycona. I tak było faktycznie. Z szacunkiem oddała mu obraz, a kiedy tylko schował go do opakowania, przytuliła się do niego. Nie tak, jak Zuza. Raczej tak, jak mogłabygo przytulić kobieta jego życia. Siedzieli tak przytuleni jakiś czas. W końcu bariera między ich ustatmi zniknęła zupełnie.
Puźniej patrzyli w gwiazdy. Na czystym niebie było ich widać tysiące. W świetle gwiazd Niezapominajka stała się bledsza. I choć chłopak tego nie zauważał przez jakiś czas, robiła się coraz jaśniejsza, blakła. Aż w końcu zniknęła, zostawiając go samego, uśpionegona ławce. Wyblakła jak błękitna ściana z jego obrazu. Magia.
- Ejj, panie, obudźże się. Bo cie okradną. Stało się coś? – Poczuł nieświerzy oddech i czyjąś obecność nad sobą. Wstał nagle. Siedział na ławce w parku, obok stał obraz w pokrowcu. Przed nim majaczył niewyraźnie, stojący pod poranne, słoneczne światło mężczyzna w średnim wieku, o bujnej brodzi. Zamiatał chodniki szczotką z rózeg. – Idź pan lepiej do domu, nie wypada takiemu mlodemu człowiekowi po parkach się nocą szlajać. Ale zrobisz jak chcesz.
Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie zobaczył. Niezapominajka zniknęła. Na zawsze.