Obraz Doskonały
W końcu położył się zupełnie, z twarzą skierowaną ku górze. Było mu tak dobrze, nie myślał o niczym. Zaskoczenie.
Pojawiła się znikąd. Kobieta o szczupłej sylwetce, ciemnych włosach w bezładnych lokach. Co ona tu robi, przeszło mu przez myśl. Zmarszczyła zgrabny nosek, oczy zaiskrzyły lawendą. Podała mu rękę, bez słowa. Bez problemu wstał, oblicza naprzeciwko siebie. Nie puściła jego dłoni, pociągnęła go za sobą, a on nie sprzeciwiał się. Wyszli z galerii, prosto na ulicę, po to, żeby skręcić do parku. Nocą wydawał się zupełnie inny niż za dnia. Fontanna nie działała, pozostawała martwa, zimna. Ptaki spały otulone liśćmi drzew, szumiących wolno, jakby wiatr nie spieszył się nigdzie, tylko spacerował. Usiedli na błyszczącej od książyca ławce.
Przeciągły gwizd sprawił, że musiał otworzyć oczy. Ziewnął przeciągle. Nie poderwał się od razu. – Bałem się tego. Że to tylko sen. Zaczarowany ogród ustąpił powierzchni dla otaczającej go sypialni. Kątem oka zauważył Zuźkę krojącą chleb szerokim nożem. Zamknął oczy, przypomniał sobie wszystko raz jeszcze. Rozmarzył się. Doznanie rozproszył zapach jajecznicy, dolatujący z kuchni wraz z przeciągiem z otwartego okna. Mieszkać z kimś – nie sądził, żeby mogło go w życiu spotkać wiele przyjemniejszych rzeczy.
- Zgadnij, co mi się dzisiaj śniło. – Zapytał, kiedy siedzieli na łóżku, położywszy wcześniej śniadanie na dwóch przyciągniętych blisko stołkach. Spojrzała bystro. – Pewnie inspiracja na nowy obraz. – Zaskoczyło go to. Ale miala rację. – W sumie to tak. Ale konkretniej. – Rozmówczyni uśmiechnęła się na taką tajemniczość, która sama w sobie odsłaniała wszystko. – Już wiem. – Zażartowała słyszalnie. – Ta laska z galerii. – Pokiwał twierdząco głową, ale Sroczka przerwała mu gestem. – Biegliście do siebie po polance... I nagle poślizgnąłeś się na kupie liści. A ona się usmiała, tak jak wtedy, i zniknęła. – Pod koniec ledwo wytrzymywała, żeby się nie roześmiać. Michał się śmiał. Ale od razu zaczął opowiadać dokladnie, co naprawdę widział w nocnych marach. Przyjaciółka uśmiechnęła się ukontentowana opowieścią, nie odpowiedziała nic. Wyszła na balkon, owinięta szlafrokiem, trzymając kubek ciepłego kakao.
Michał tego dnia zaczynał zajęcia wcześniej. Pożegnał się pospiesznie z koleżanką, wybiegł aby zdążyć na autobus. Wykłady były nudne, słyszał je jakby z daleka. Nie mógł się skupić na temacie literatury antycznej, ani opędzić się od myśli powracającego wciąż jak bumerang snu, ani wspomnień wczerajszego dnia. Albo się zauroczył, albo tak dawno nie spotkał takiej kobiety. Jego typ. Tajemnicza, piękna i ulotna. W końcu profesor opuścił sale po ostatnich zajęciach, wszyscy wyszli. Również on. Na początku nie spieszył się wcale, potem ruszył nieco szybciej. Aż puścić się biegiem, jak rasowy pies myśliwski. Dobiegł do domu w rekordowym tępie. Rzucił w kąt teczkę, zaraz za nią kurtka powtórzyła niezbyt majestatyczną trajektorię lotu. Drżącymi rękoma postawił na drewnianej podpórce sztalugi bielutkie płutno. Rozrobił na przygotowanej desce farby. I malował, dlugo, aż nastała noc, aż ostatnia kropla natchnienia spłynęła po pędzlu na skończony obraz. Zuzka jeszcze nie wróciła, zaczynał się martwić. Usiadł w kuchni na wysokim stołku, na którym zawsze siadała. Zaparzył świerzej herbaty, czekając zasnął na parapecie.