Nowy Początek cz. I
-To jak będzie? – Ponowiłem
pytanie. – Współpracujesz? Czy mam ciąć głębiej?
-Za obrazem. Tym za tobą –
odpowiedział łkając jak skarcone dziecko.
-No widzisz. To nie było takie
trudne.
Miecz powędrował z powrotem do pochwy, a ja odwróciłem się w stronę
wskazanego miejsca. Podszedłem do obrazu, po czym zdjąłem go i odrzuciłem na
podłogę. W ścianie znajdowało się niewielkie wgłębienie, na którym leżały
pękate mieszki.
Ten widok utwierdził mnie w przekonaniu, iż moja ofiara to skończony
idiota. Trzymać taką ilość złota w tak marnej kryjówce. Ułatwiło mi to jednak
wykonanie zadania. Sięgnąłem po jeden by sprawdzić jego zawartość. Na oko
znajdowało się w nim sto złotych monet co stanowiło dość pokaźną sumkę. Wziąłem
cztery mieszki, akurat tyle stanowił dług zaciągnięty przez Aklana.
- Miło robić z tobą interesy –
powiedziałem do oszołomionego całą sytuacją sutenera.
Wyszedłem z komnaty, nie spieszyłem się z opuszczeniem domu. Nie było
nikogo, kto mógłby mnie ścigać.
------
Siedziba Azankara mieściła się w porcie. Smród jaki się tu unosił był
niemal nie do zniesienia. Trzeba było zasłaniać twarz, by jako tako znieść
wszechobecny fetor patroszonych ryb i Bóg wie jakiego jeszcze bliżej
nieokreślonego smrodu. Podążałem w kierunku magazynu, jednego z wielu
znajdujących się we wschodniej części portu, która stanowiła miejsce przechowywania
wszelkich towarów czekających załadunku na barki i statki. Okolica ze względu
na późna porę była wyludniona. Przed wejściem stało dwóch strażników.
Rozpoznali mnie. Bez przeszkód wszedłem do środka. Wnętrze skryte było w mroku.
Wszędzie wokół walały się skrzynie i toboły rozmaitych rozmiarów i kształtów.
Miejsce, w którym urzędował Azankar znajdowało się na tyłach budynku. Udałem się tam. Przed drzwiami do
pomieszczenia stało dwóch kolejnych ochroniarzy, skinąłem im głową w powitalnym
geście. Odpowiedzieli tym samym. Zapukałem.