Nowy Początek cz. I
-Teraz cię puszczę – tchnąłem mu do
ucha. - Nie próbuj krzyczeć, bo zarobisz ostrzem po gardle. Zrozumiałeś?
Mężczyzna na łóżku skinął energicznie głową, dając w ten sposób znak, iż
rozumie doskonale.
-Bardzo dobrze – pochwaliłem jego
roztropność. – Współpracuj a wyjdziesz z tego bez szwanku.
Znów kiwną głową w twierdzącym
geście.
-No dobrze – podjąłem. – Nie wiesz
Aklanie, że długi trzeba w końcu spłacić?
Azankar upomina się o swą własność.
-Miałem wszystko oddać. Przysięgam
– próbował się tłumaczyć, lecz uciszyłem go ciosem otwartą dłonią prosto w
zraniony policzek. Wciągną powietrze sycząc z bólu.
-Daruj sobie wymówki. Obaj dobrze
wiemy, że łżesz jak pies. Powiedz mi lepiej jak takiemu głupcowi, udało się
przeżyć w tym mieście tak długo?
Aklan milczał.
-Przejdźmy do sedna. Gdzie są pieniądze?
Zapytany zastanawiał się chwilę czy odpowiedzieć. Wyraźnie widać było,
że chciwość bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. Postanowiłem zachęcić go do
mówienia. Odsłoniłem połę płaszcza i dobyłem
miecza, powoli zbliżyłem sztych do gardła Aklana. Ten na widok klingi pisnął
żałośnie. Gdy ostrze prześliznęło się po jego szyi zostawiając na nim wąską
czerwoną szramę, jego przerażenie sięgnęło zenitu. Zaczął błagać o litość.