Nowy Początek cz. I
-Wejść! – zza drzwi rozległo się wołanie.
Wewnątrz , przy dużym dębowym stole zasiadał Azankar. Obok niego
siedziało również kilku członków jego osobistej ochrony. Byli to starannie
dobierani ludzie. Świetni żołnierze oraz bezwzględni mordercy. Niezwykle
lojalni. Stanowili ten gatunek ludzi, których wolało się mieć po własnej
stronie. Siedzieli w milczeniu popijając wino z cynowych pucharów, nie raczyli
nawet spojrzeć w moim kierunku. Azankar przeglądał jakieś dokumenty, których
stos piętrzył się przed nim. Był wyraźnie znużony tym zajęciem. Jednak gdy uniósł
wzrok znad papierów i na mnie spojrzał , humor momentalnie mu się poprawił.
Wstał rozkładając jednocześnie ręce w powitalnym geście.
- Vaynekan! – Zakrzyknął. – Mój
najlepszy człowiek od cichej roboty.
Fałszywy uśmieszek jaki pojawił się na jego gębie przyprawiał mnie o
mdłości.
- Witaj Azankar – odpowiedziałem
siląc się na uprzejmość. Miałem nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i po dzisiejszej
nocy nie będę musiał go już więcej oglądać.
- I jak poszło? Wyciągnąłeś coś od
tego zwyrodnialca?
- Mam wszystko – wyjąłem cztery
sakiewki trzymane w zanadrzu i rzuciłem na stół.
- Rozumiem odliczyłeś sobie swoją
część.