Mistrz Haftowanego Listowia
jak się to niegdyś rozumialo, że zawsze się musi być – gdzieś lub kiedyś. Jeżeli się wyjdzie,jeżeli
się pójdzie dalej, już poza zrozumiane, już poza nawet nie do pomyślenia, bo myśl przeszkadza,
stale sie potyka – idzie sie już swobodnie w dowolne poznanie, którego sie pragnie i które nigdy nie
szkodzi. Na przklad może się rozpoznać miejsce, w którym się przebywało, a które kiedyś zachwyciło i doznać wszystkich jego obrazów w kazdym czasie. Ale napawa to smutkiem. Albo
widzi sie wszystkie czasy, pojmuje ich istotę i wszystkie namiętności tych czasów rozpadające się,
w proch, to na przemnian gasnące, całą ich marność i rozpoznaje się, że wszystko było tylko drogą
i przygotowaniem... i już nie pragnie sie wiedzieć, bo wystarcza Miłość.
Przywołal mnie do mojego czasu i radził już wracać, aby doprowadzić się do porządku
po tej dziwnej nocy. Odprowadził mnie niemal do samego końca i zdawało mi się, że czekał, aż
szczęśliwie powróciłem do pokoju.
2.
Tej zimy spotykaliśmy się kilkakrotnie i wiele mi opowiedział. Rękopis rozrósł się
i napęczniał jak wiosenne ziarno; zdawało się, że rychło pęknie i zakiełkuje.
Nie wiedzieć jak i kiedy, przegapiliśmy Boże Narodzenie i ziemia jakby nie zauważyła
Tego,ktory zszedł na jej drogi. Obfite śniegi pokrywające ulice i rynek wysublimowały – nie było
odwilży, a śnieg zniknął, zapomniawszy się w codzienności.
W tym naszym południowym kraju zima nie mogła już trwać zbyt długo. Przedłużyła
się tylko iluzorycznie, gdy rozwarły pąki migdałowce, przykrywając wzgórza bielą kwitnącego
śniegu. To wszystko na co było ją stać.
Uderzono w wielkie bębny na ulicach. Pobrzękując dzwoneczkami roześmianymi
dżwięcznie przy tęczowej czapce, nadchodził w podskokach karnawał.
Już samo w sobie jest rzeczą niedorzeczną uchwycenie się tej śmiesznej dwuznaczności
to pomieszanie szyku zdrowego sensu, to następstwo czasów tak odmiennych i dni tak do siebie
nieprzystających.