Mistrz Haftowanego Listowia
Bo czyż nie z cielesnych kar nawału, wzbierającego od pokoleńpo wszystkich
dzieciństwach, które ludzkość ma poza sobą, z plejady cyfr nagromadzonych w rozumie wszelkich
rachunków szkolnych, z natloku myśli, które nie wzeszly wysoko, z talentów marnotrawnych,
co nie zaszły daleko, a roztrwonione nie powróciły do rodzinnych domów, wyradza się co roku
to postawione na głowie, to wierzgające do góry nogami? Karnawał !
Od rana wisiało coś w powietrzu. Zaczepiało się o to na każdym kroku, nie można bylo unieść głowy.
Od dawna podejrzewałem, w wolnych od pisania chwilach, że mój rękopis, kosztem nieopisanych strat, zmierza nieuchronnie ku jakiejś nieuniknionej i fatalnej w skutkach kulminacji.
To, że dotąd obyło się bez fajerwerków, zawdzięczałem bardziej powściągliwości mistrza, niż własnej, nierozbudzonej jeszcze wyobraźni.Lecz ile można przecierać zaspane oczy,
zadowalać ziewnięciem, ile można przeciągać, odkładając na później to wzdrygnięcie się roz-
pełzające wzdłuż ciała, obezwładniającym, roskosznym spazmem słabości.
Czuję jak skradają się ku mnie wyuzdane, zniewałające hurysy i pobrzękując bransoletami wokół falujących ramion, w kostkach ich drobiących do taktu malutkich stóp, próbują
usypiając uwagę, uprowadzić mnie podstępnie do niepodejrzewanych a zgubnych serajów karnawa-
łowych.
Nadciągają zaprzężone w woły, malowane jaskrawo wozy wypełnione po brzegi płatkami lilii, które pachną tak mocno, że rozsypujące je w tłum, dziewczęta, zdają się unosić,
odurzone zapachem tych latających dywanów.
Tłum wielobarwnych postaci – arlekinów i pierrotów, w czarnych lub czerwonych
maskach rodem z commedia dell'arte, z włosami ufarbowanymi na najróżniejsze kolory, o policz-
kach zdobnych karcianymi symbolami, tych tasujących się dam pik i waletów karo, uciekających
przed ognistymi jokerami; puchatych króliczków z opadającymi uszami i okrągłymi ogonkami
trzęsącymi się zalotnie na wiercących się kuperkach; rozgwieżdżonych czarnoksiężników i groź-nych Turków w szpiczastych fezach, uganiających się za roześmianymi dziewczynkami, co roz-
sprzedały już swoje zapalki – kołuje wokół placu.
Długonogie bociany na szczudlastych czerwonych nogach sypią confetti na zzieleniałe