MELODIA cz.4
- Przestraszyłam cię – powiedziała niespodziewanie przytomnie.
Nie wydawała się już obłąkana. Miała w sobie niezwykłą siłę woli i wzrok ponurego obserwatora. Przestraszył mnie jej spokój i zimno, jakim emanowała. Władza, którą miała nade mną.
Poczułem, ze nie mam już siły. Usiadłem, straszliwie zmęczony i nieco zrezygnowany. Gdzieś obok trzasnęły drzwi. Pluskała woda w kanałach. Gaszono światła. Ludzie mijali nas sporadycznie, bez głębszego namysłu i znikali w innych ulicach. Byłem bezradny. Nie mogłem uciec. Nie wiedziałem, czy zdołam zawołać o pomoc.
Mogłem jedynie zostać.
Poczułem jak siada obok mnie.
- Lepiej ci? – zapytała z troską, co znamionowało jeszcze bardziej jej brak równowagi psychicznej. Jakby nic się nie stało. Nic nie zaszło…
Lekko skinąłem głową, dla świętego spokoju.
- Po co ty to robisz? – zapytała – Czemu mnie szukałeś? Dlaczego się w to mieszasz?
Powoli uniosłem ręce.
- KIM BYLI CI LUDZIE?
- To Wenecjanie – odparła. Kiedyś chodziła do szkoły zintegrowanej – Myślą, że potrafią mną kierować. Nie wyprowadzam ich z błędu.
Zauważyłem, że przyciska do siebie skrzypce. Jakby jednak bała się, że znów jej wyrwę je z jej dłoni. Bała się utraty swego narzędzia. Nic innego nie było ważne.
- DLACZEGO SKRZYPCE? – wskazałem na nie.