MELODIA cz.4
Wyrwałem się w strachu.
- JESTEŚ CHORA – zagestykulowałem gwałtownie.
- Ból musi być uwolniony! Jean, inaczej nigdy nie będziemy wolni! Ty nie będziesz wolny! Muszę ci zagrać!
Co to to nie!
- Nie chcę waszego bólu w tym mieście – wyszeptała – Nie chcę cierpieć…
Zamarłem, słysząc ostatnie słowa. Wiec tu tkwiło sedno…
Ująłem jej brodę. Delikatnie.
- CO SIĘ STAŁO? – zapytałem, starając się nadać oczom trochę ciepła.
Przyłożyła twarz do mojej matki, podobnie jak jej matka. Poczułem drżenie. Była taka wyniszczona. Tak krucha teraz…
- Co się ze mną dzieje? – zapytała cicho.
Znów byłem gdzieś pomiędzy. Miedzy światłem a mrokiem jej umysłu.
- Wygaduje strasznie głupoty – powiedziała jakby do siebie.
Uśmiechnąłem się słabo. Przypominała teraz Martę, którą znałem.
- Gam na skrzypcach, bo na niczym innym nie umiem – ujęła instrument mocniej.
Mój uśmiech zgasł. Wracaliśmy do stanu poprzedniego.