Małpki idą do nieba
- Codziennie tak piszą.
- Oh, bądź cicho. Moi rodzice muszą co jakiś czas
udowodnić sobie, że nie mają mnie totalnie gdzieś. Nie chcę kolejnej awantury.
- Pojdę z tobą.
- Wiesz co myśli o tobie mój ojciec. Zresztą oboje
musimy odpocząć.
Wysiadła na swojej stacji, nie mówiąc nic więcej.
Widziałem tylko zza okna, jak poprawiała sobie tragiczny make-up, jak
dziewczęco podciągała swoje dziurawe jeansy i jak bardzo dzięki temu wcale nie
wyglądała lepiej. W jej oczach nadal można było dostrzec nadjeżdżający pociąg,
kilka butelek wina, a na policzkach nie dający się ukryć ślad spływających łez.
Nie chciałem, żeby wracała do domu w takim stanie, żeby musiała utrzymywać
pozory normalności przed rodzicami, przekonywać ich że wszystko jest na
właściwej drodze, że bardzo ich kocha, że spała u koleżanki, której tata dużo
pali i dlatego śmierdzi papierosami. Wiedziałem, że nie będzie przekonywująca.
Od kiedy moi rodzice wyjechali na urlop, mieszkaliśmy
razem, u mnie. Do siebie wpadła tylko raz, po pieniądze, jakiś drogi alkohol z
barku taty i coś do ubrania. Właściwie poszliśmy tam razem, gdy nikogo nie było
w środku. Nie chciałem spotkać się z jej ojcem, więc Marta wybrała porę, kiedy
siedział w pracy. Raczej za sobą nie przepadaliśmy. Twierdził, że ja i Marta
nie mamy razem szans, że nie jestem w stanie zapewnić jej odpowiedniej,
stabilnej przyszłości, że jestem zbyt dziwny i niechlujny lecz nas szczerze
pierdoliło to, co miał nam do powiedzenia.
Nasi rodzice – bogatsza klasa średnia. Zawsze
zapewniali nam wszystko czego potrzebowaliśmy, często dawali znacznie więcej.
Pamiętam chłopaków z podstawówki, biegających za przetartą, jajowatą piłką, po
dziurawym szkolnym boisku, ubranych przez cały rok w jedną parę przykrótkich
spodni i siebie z tamtego okresu, z szafą wypełnioną dziesiątkami par jeansów i
sztruksów w odpowiednich rozmiarach, stojącą w moim pokoju naprzeciwko okna, z
którego widać było sztuczną trawę boiska na zamkniętym osiedlu, na którym
mieszkałem. Jeżeli piłem colę, to tylko oryginalną. Jeżeli ściągałem nielegalne
mp3 z internetu, to tylko dlatego że tak jest wygodniej, bo na CD ze sklepów
było mnie stać.
Czasem przebąkiwali, że mam być w zamian grzeczny,
przynosić dobre oceny ze szkoły, a potem i tak wracali do domu po dwudziestej
drugiej i nie mieli sił ani czasu nawet o nie zapytać. Teraz, tak samo jak rodzice Marty, chcą żebym
skończył dobre liceum, studia, a potem prowadził tak wyblakłe, pseudo-wrażliwe,
nudne życie jak oni. Oczywiście nazywają to nieco inaczej.