Małpki idą do nieba
Mój tata jest prawnikiem, prawdopodobnie nawet
całkiem niezłym, skoro stać nas na dwa samochody, wymieniane co kilka lat na
nowsze, trzy telewizory plazmowe w domu, sześciomegabitowy Internet, perfumy
mojej matki, o których cenę wolę nie pytać i jego garnitury, których
praktycznie nigdy nie zdejmuje. Chyba wszyscy oczekują ode mnie, że będę taki
sam, tak samo pusty i beznamiętny, śpiący pod krawatem. Ja wiem, że wolałbym
całe życie przepracować w kanalizacji miejskiej, niż zostać takim palantem.
Wysiadłem na stacji, od której do Truskawkowych Pól
(osiedla, na którym mieszkam) trzeba przejść kilka ulic. Kiedy uśpione,
kołysanką odśpiewaną przez tysiące samochodów wciąż przemierzających ulice,
słońce zasypia, kiedy powietrze zaczyna mieć kaca po całodziennym wdychaniu
spalin, a chodniki oświetlają jedynie żarzące się gdzieniegdzie, anemicznym,
pomarańczowym światłem latarnie i neony sexshopów, w Mieście nie jest
najsympatyczniej. Starasz się omijać ciemne miejsca. Czujesz się bardzo
niepewnie mijając idących naprzeciwko, szczególnie kiedy ich głowy zakrywa
kaptur, a plecy i pierś zdobi Pit Bull. Wtedy przyspieszasz kroku, twoje płuca
zaczynają szybciej wdychać powietrze, w kieszeni ręka mocniej ściska portfel i
komórkę. Często to jedyne wyjście. Po prostu trzeba szybko biegać.
Z przystanku na moje osiedle, jest tylko kilkaset
metrów, a ja zdążyłem minąć tysiące czekających na klientów dziwek i posępnych
taksówkarzy. Mało romantyczny widok. Zaspane ronda i puste hipermarkety, które
nawet za dnia są przerażające, nocą jeszcze bardziej odpychają i zmuszają, byś
przyrzekał sobie, że kiedyś od nich uciekniesz, że staną się przeszłością,
mglistym, znienawidzonym wspomnieniem. Nigdy nie masz jednak pojęcia jak to
zrobić i nazajutrz znów z nimi współżyjesz. Sposób, który Marta znalazła na
peronie wydawał się zbyt trywialny i posiadał wątpliwą gwarancję na osiągnięcie
celu, ponieważ nie wydaję mi się, żebyśmy byli w niebie pożądanymi gośćmi. Zbyt
wiele razy z naszych ust padały wulgaryzmy, zbyt wiele fajek spaliliśmy, zbyt
często robiliśmy rzeczy, których nie opisuje Pismo Święte, zbyt rzadko się
modliliśmy.
Przekręcając kluczyk w drzwiach nie czułem się
najlepiej. Moje ciało było zmęczone, a umysł rozsypany. Ponadto wiedziałem, że
czeka mnie cholernie samotna noc. Bez Marty, jej podniecającego głosu,
szczerego, niemal dziecięcego śmiechu, jej wilgotnych ust i rozsianych pod piwnymi
oczami, uroczych piegów. W szafce czekała opróżniona do połowy, nieprzyjemnie
szklana butelka Chivas Regal. Po kilku łykach, choć na chwilę poukładam sobie w
głowie wszystkie przyczyny i skutki. Alkohol pozwoli mi się z nimi pogodzić,
nie da innego wyboru i wypełni we mnie nostalgiczne, puste miejsca opuszczone
przez Martę.