„Mała, dygocąca, krucha istota.” cz6
Cisza panowała jakby w wiosce nikt nie mieszkał. W oddali było słychać jedynie ujadanie psów.
- Co Cię sprowadza do rodziców?
- Przyjechałam na kilka dni , żeby odpocząć. I chyba przyjechałam w odpowiednim momencie.
- Chyba tak. „Źle się dzieje w państwie Duńskim”
- Tak bardzo żle.- Wiedziałam, że ludzie we wsi wiedzieli dużo więcej niż ja. -Ile wiesz? Ciekawe co mnie jeszcze czeka. – patrzyłam prosto przed siebie. Krzyś zatrzymał się i patrzył na mnie. Podniósł mi brodę.
- Ile ty wiesz? Chyba niewiele. Twój ojciec u wszystkich ma długi, zaciąga nowe kredyty. Już mu nikt nie chce pomóc, a teraz Twoja mama, on się całkowicie załamał.
Przekłam głośno ślinę. „aż tak źle. O rany” zaczęło mi się kręcić w głowie. Krzyś szybko złapał mnie i delikatnie położył.
- Hej Karol, nic ci nie jest?
Już dawno nikt na mnie nie mówił Karol. Tak było w latach szkolnych, gdy byłam chyba jak patyk i obcinana na chłopaka.
- Nie chyba nie- serce biło jak oszalałe.- dlaczego ja nic nie zauważyłam ,albo raczej nie chciałam widzieć.
- Przecież to nie twoja wina
- Jak to nie moja- wzięli kredyt ,żeby mnie wykształcić, zawsze mówili, że spłacili już dawno. O niczym nie wiedziałam.
-Teraz już wiesz.
- Pomożesz mi dowiedzieć się ile moi rodzice są winni ludziom. Może chociaż ich uda mi się spłacić. Zostało mi jeszcze trochę oszczędności.
- Do kiedy zostajesz?
- Do wtorku, jeśli będzie trzeba dłużej. Mam jeszcze kilka dni zaległego urlopu.
- Postaram się czegoś dowiedzieć. Teraz zanosi cię do domu.
- Chyba żartujesz sama pójdę
- No co ty chudzielcu i po drodze się przewrócisz? – jego żarty przywróciły mój slaby uśmiech. poddałam się. Krzyś podniósł mnie z ziemi i zaniósł do domu. Jakaś postać mignęła za firanką, gdy dotarliśmy do bramy. Mama otworzyła drzwi.