Łzy Anioła
- Pójdź tam, do lasu, tam na tym głazie czeka na ciebie dziecko, to o które tak długo prosiłaś. Wychowaj je dobrze w miłości Bożej. - Za Chrystusem ukazał się ten mały las na który wskazał wzywając tam Marię. Ona sama nie mogła uwierzyć w ten sen, spociła się okropnie, widziała Pana, był tak blisko. Krople spływały powoli po jej czole. Nagle otworzyła oczy i zerwała się jak poparzona. Wzięła głęboki oddech i pomyślała chwilę. Nie wiedziała czy to byłkoszmar czy objawienie, co to miało znaczyć. Odgarnęła z twarzy swe piękne włosy, które kleiły się do policzków. Spojrzała na swego ukochanego, który spał kamiennym snem. Nie miała serca go budzić i zawracać głowę swoimi snami. Potem spojrzała w okno. Księżyc świeciłtak jasno, że światło padało wprost na twarz Karola. Maria po cichutku zdjęła ze swego ciała cienką kołdrę kładąc ją na mężu by przyjemnie mu się spało. Tysiące nieokreślonych uczućzebrało się w jej sercu. Buzowały, jakby chciały wydostać się na zewnątrz. Zrobiło się jej gorąco. Nagle jakaś magiczna siła kazała jej iść za głosem Pana. Nie mogła nad tym zapanowaćchoć w duchu myślała, że to głupie iść w środku nocy do lasu, ale coś ją tam poprowadziło. Zarzuciła na siebie tylko czarny, długi płaszcz, który leżał na krześle obok wśród całego bałaganu w pokoju. Potem energicznie zaczęła szukać butów. Dostrzegła jeden w kącie, akurat tam padało księżycowe światło, a potem zaczęła rozglądać się za drugim. Leżał pod krzesłem. Chwyciła go prędko i założyła niedbale na nogę. Zmierzała w stronę drzwi. Ogarnął ją lęk, a serce zaczęło bić mocniej jakby coś w nią wstąpiło i zawładnęło nogami. Wyszła powoli nie chcąc budzić męża. Oślepiło ją aż światło księżyca. Ogarnęła mroczna muzyka świerszczy. Z oddali słychać było dźwięk sowy. Zawahała się chwilę, ale wiedziała, że musi to zrobić. Poszła do lasu, a było tam strasznie. Drzewa w ciemnej oprawie wyglądały jak ludzkie postacie, aśpiew sów zdawał się coraz głośniejszy. Gdy tylko coś zaszumiało, poruszyło się, Maria otwierała szeroko zlęknione usta wydając dziwny dźwięk. Szła dalej leśną drogą i nagle usłyszała płacz dziecka. Rozejrzała się dookoła, wsłuchała się dokładnie skąd on pochodzi i jak zahipnotyzowana podążyła za nim. Szła szybkim krokiem odpychając od siebie gałęzie drzew i krzewów, pajęczyny. Nagle zobaczyła wielki głaz a na nim ja. Stanęła jak wryta. Przez chwilęzastanawiała się czy śni. Mój potężny krzyk przerwał jednak jej myślenie. Podbiegła do mnie prędko i wzięła mnie na ręce. Poczułam nagle ciepło, ale nie te zwykłe, te ciepło przepełnione czułością. Moje wielkie niebieskie oczęta spojrzały na nią jak na bliską osobę, a buzia nie zamykała się. Ona przytuliła mnie mocno do siebie i patrząc w bijący blaskiem księżyc szepnęła tylko: