Inspiracja
Paweł siedział przed ekranem komputera już czwartą godzinę. Pojawiający się co chwila kursor na pustej stronie wybijał uciekające sekundy. - Jasna cholera – syknął. Był bardzo wściekły. Wydawnictwo, do którego wrócił po długim okresie nieobecności ustaliło mu za krótki termin na napisanie nowej powieści. To była swego rodzaju zemsta za niewierność Pawła. Dobrze wiedział, że nie zdąży jej napisać w tak krótkim okresie. Nie miał nawet czasu wyjechać do Bartkowa – małej, malowniczo położonej mieścinki, w której on i Anna kupili dom nad jeziorem. Właśnie tam Paweł miał najlepszą – jak to określał – wenę. Niestety teraz jej nie miał, a do ukończenia powieści pozostało mu niespełna dwa tygodnie. Sięgnął po kolejnego papierosa i nerwowo zapalił go. Wypuszczając dym zastanawiał się, co będzie, jeśli nie zdąży na czas. Czekała go niezbyt miła perspektywa objęcia stanowiska nauczyciela w szkole podstawowej lub podrzędnego dziennikarza, opisującego waśnie dwóch zamożnych rodzin, które były atrakcją okolicy. Zgasił papierosa w popielniczce i oparł głowę na pięściach, wpatrując się w ekran. Nie miał pomysłu. Nie miał pojęcia, o czym pisać. Powrót do wydawnictwa mienił mu się w jasnych barwach; przekonywał wszystkich, że jego nowa powieść zwielokrotni sukces dwóch pozostałych. Dano mu szansę, a on trzech miesięcy marnował ją na głupawe telewizyjne teleturnieje. W końcu nieubłaganie zbliżył się koniec terminu, a on nie miał nawet pomysłu na powieść. Muszę stąd wyjść – pomyślał. Sięgnął po klucze i wyszedł zatrzaskując drzwi. Może pomysły czekały na zewnątrz: w twarzach ludzi mijających się niemo na ulicy, w marazmie miasta, w którym żył, a może po prostu miał je w sobie, tylko nie umiał wykrzesać w sobie energii, by je znaleźć. Tak czy inaczej spacer dobrze by mu zrobił. Wyszedł przed dom i ruszył w stronę kina oddalonego o jakieś trzy kilometry. Szedł powoli, jakby ociężale badawczo przyglądając się mijanym ludziom. W ich oczach nie było nic, prócz zdziwienia, jakie malowały się na ich twarzach, gdy wpatrywał się w nich. Nie wyrażali nic, kompletnie nic. Była to jednolita szara masa zmuszona żyć obok siebie, stale dążąca do celu, który tak naprawdę nie istniał. Usiadł na ławce w parku, który okalał kino. Wyciągnął papierosa i zapalił. Podniósł wzrok i spostrzegł afisz reklamujący nowy film. Pomyślał, że to może być właśnie to. Może film był tym, czego potrzebował. Być może czyjeś spojrzenie na świat wyzwoli jego własne. Zadeptał papierosa i ruszył w stronę kina, którego kontury były już dostrzegalne wśród drzew. Szedł szybkim krokiem, starając się nie potrącać mijanych ludzi. Wszedł do kina i skierował się do kasy biletowej, gdzie młoda kasjerka czytała właśnie artykuł w damskim piśmie. - Jeden bilet proszę – zagadnął ją. Dziewczyna szybkim ruchem odrzuciła gazetę i uśmiechnęła się zachęcająco. - Trzynaście złotych. Wyjął zmięty banknot dwudziestozłotowy, a on wydała mu resztę. - Lubi pan horrory? – rzuciła z okienka, gdy już odchodził – Na takie filmy najlepiej chodzi się z dziewczyną. Wie pan, piski, mocny uścisk na ramieniu i wtulanie głowy, gdy jest jakaś przerażająca scena. Paweł uśmiechnął się o odszedł. Po chwili, siedząc już w wygodnym fotelu zastanawiał się nad sensem słów kasjerki. Mimo, że nie było w nich, co mogło przykuć uwagę, to jemu nie dawały spokoju. Może tego właśnie było mu trzeba: spotkania z byłą żoną. Dobrze wiedział, że ona miała własne życie u boku innego mężczyzny, ale przecież nie rozstali się w kłótni, a ich stosunki po dziś dzień układały się poprawnie. W końcu to ona była dla niego zawsze inspiracją i pierwszym krytykiem jego tekstów. Całe jego pisarstwo uzależnione było od niej. Jeśli tekst nie był, według niej, odpowiedni, musiał go poprawiać, a czasem nawet zaczynać wszystko od początku. Co prawda było to dość denerwujące, ale był szczęśliwy. Oboje byli. Na sali zgasły światła, a na e